5.08.2021

Rozdział trzeci

Wszyscy mamy sekrety

Rozdział trzeci



Przeszłość

29 czerwiec 2009 r.

Czas mijał szybko, nie w takim spowolnieniu jak zazwyczaj. Pracował jako ekspedient w cukierni. Do jego obowiązków należało głównie obsługiwanie klientów, serwowanie im wszelkiej odmiany słodkości. Przez osiem godzin siostrzeńcem zajmowała się jego przyjaciółka, co stanowiło już codzienność. Cieszył się, iż miał jakąś pomoc. Nie bał się zostawiać dziecka pod opieką kobiety, którą znał nie od dziś. Rozglądnął się z satysfakcją po znajomym wnętrzu. Podłużny lokal miał piękne, kolebkowe sklepienie. Kremowe ściany z delikatnym, geometrycznym deseniem dodawały uroku temu miejscu. Podłogę zdobił wzór naprzemiennie ułożonych białych i czarnych płytek, przypominających szachownicę. Wyglądało to efektownie. Długa, ciągnąca się prawie przez całe wnętrze lada, eksponowała smakowite desery, ciasta i nie tylko. Po kolei stały na niej różnych rozmiarów lodówki lub szklane gablotki. Na końcu znajdował się punkt kasowy, dyskretnie schowany za lekko podwyższonym blatem. Kwadratowe stoliki oraz krzesła mieściły się pod dużym oknem wystawowym. Większa część z nich była schowana w głębi sklepu. Dochodziła właśnie szesnasta. Arkadiusz usłyszał charakterystyczny dźwięk dzwoneczka zawiadamiający, że ktoś wszedł do środka.

Dzień dobry – odezwała się Felicja Talitewicz, podchodząc do kontuaru.

Dzień dobry. – Ucieszył się na jej widok.

Zamawiam to, co zwykle.

Wiedział, że za chwilę usiądzie przy swoim stoliku w zacisznym rogu. Tak też się stało. Zawsze tam przesiadywała, z dala od odgłosów. Jakby ustronny kąt dodawał jej poczucia bezpieczeństwa, zapewniał odrobinę spokoju. Często odwiedzała cukiernię, przeważnie sama. Po raz pierwszy przyszła do „Bajki” miesiąc temu. Jakoś na początku czerwca. Od tamtej pory zaglądała tu regularnie, parę razy w tygodniu. Prawie zawsze Arkadiusz ją obsługiwał, a ona najczęściej zamawiała jabłecznik i herbatę owocową. Wydawała się zagubiona, strapiona jakimś problemem, z którym nie mogła sobie poradzić, który dusiła w sobie z dziwnego rodzaju zawziętością. Rzadko widywał ją uśmiechniętą. Znacznie się wyróżniała na tle innych nastolatek, które tutaj wpadały, w towarzystwie chłopaków albo koleżanek. One nosiły wyzywające ciuchy lub na okrągło paplały, chichocząc bez przerwy. Felicja nie przypominała ich w żadnym calu. Czasem miał ochotę podejść, zapytać, czy coś się stało, jednak zawsze brakowało mu odwagi. Zamyślona patrzyła przed siebie, gdy stawiał na blat jej stolika filiżankę herbaty i talerzyk z wypiekiem. Sprawiała wrażenie dojrzałej dziewczyny oderwanej od rzeczywistości, zamkniętej w sobie, choć miała dopiero siedemnaście lat...

Długo siedziała w „Bajce”, rozkoszując się smakiem ciasta i sącząc powoli herbatę. Chyba czterdzieści minut. Mimo że była pochłonięta swoimi myślami, kątem oka widziała, jak ekspedient przyglądał jej się z dyskretnym zainteresowaniem. Przypomniała sobie o jakiejś osobie, którą Nikodem miał zapisaną jako A. P. Dziwne... Pierwsza litera imienia i pierwsza nazwiska? Albo odwrotnie? Poszukała w pamięci osób, których imiona i nazwiska zaczynały się na owe litery. Były tylko dwie. Pierwsza osoba to Arkadiusz. Czyżby chodziło właśnie o niego?

Każdy mógł prowadzić podwójne życie, każdy mógł mieć jakiś swój sekret. W końcu wszyscy mamy sekrety... Lub... Mam trzy możliwości. Każda z nich była dość realna. To może być jakaś nieznajoma osoba, Arkadiusz lub...”.

Felicja wolała nie dokańczać tego zdania. Zadrżała z niepokoju, który ją sparaliżował. Gdy skończyła jeść, Arkadiusz podszedł do niej, by spytać, czy może coś jeszcze podać. Uniosła głowę i popatrzyła mu wprost w oczy.

Proszę pana? – szepnęła.

Tak? – Uśmiechnął się lekko, acz serdecznie, nie zdążając jeszcze sprzątnąć stolika.

Ma pan wolną chwilkę?

Rozejrzał się. W drugim kącie sali siedziało tylko dwóch klientów pochłoniętych sobą. Przeniósł wzrok na nią.

Tak, a o co chodzi?

Proszę usiąść na moment... Ja... mam takie dosyć nietypowe pytanie... – oznajmiła wyraźnie skrępowana, wycierając brudne wargi serwetką.

Usiadł naprzeciw niej. Spojrzał z ciekawością w jej drobną, urodziwą twarz, którą okalały długie, czarne włosy. Była bardzo piękna, przemknęło mu przez myśl mimowolnie.

Proszę nie śmiać się ze mnie – zastrzegła od razu z poważną miną, po czym położyła zmiętą serwetkę na pusty, szklany talerzyk.

Oczywiście, nie będę się śmiał – zapewnił coraz bardziej zaintrygowany, aczkolwiek powiedział to bardziej mimowiednie, aniżeli szczerze.

Milczała, bawiąc się swym pierścionkiem na środkowym palcu oraz zastanawiając się, jak w ogóle ma to ująć w słowa.

Lubi pan pieniądze?

Przyjrzał jej się uważnie tak, jakby chciał się dowiedzieć, co się kryje za tym dziwnym pytaniem. W końcu kącikiem ust się uśmiechnął, doznał uczucia lekkiego rozbawienia, co odzwierciedliło się w jego ciemnych oczach.

A kto ich nie lubi? – odparł ostrożnie, nie mając pojęcia, czy ta odpowiedź ją usatysfakcjonuje.

Cicho westchnęła. Poczuła się naprawdę żałośnie, ale przejęcie popchnęło ją do kontynuowania. Musiała dokończyć swoją refleksję.

Pytam poważnie... – Przez ułamek sekundy zapragnęła wypowiedzieć na głos to, co ją męczyło od paru minut. – Czy... – Podrapała się nieśmiało po lewym uchu. – Czy gra pan w kasynie? W „Dobrej grze”?

Zmrużył oczy już niezbyt zadowolony z przebiegu tej rozmowy. Miał ochotę spytać: „Skąd takie pytania, panno Felicjo?”, albo zareagować ostrzej, obrzucić jakimś przekleństwem, lecz postanowił po prostu ją olać. Miał do tego pełne prawo. Wcześniej było mu jej żal, ale teraz? Uznał ją za wścibską dziewuchę, która szukała jedynie zaczepek. Pewnie dlatego nie przychodziła tutaj z nikim. Wszyscy mieli dosyć jej ekscentrycznego zachowania, cudacznych pomysłów. Zaśmiał się nieco gardłowo, bynajmniej nie unikając jej wzroku, a następnie wstał i bez słowa zabrał brudne naczynia. Poszedł do kuchni. Nastolatka mogła się spodziewać, że facet tak postąpi. Kto normalny zapytałby o taką prywatną sprawę? To było tak, jakby do każdego podchodziła i pytała na przykład, czy mężczyzna bije żonę w domu albo czy kobieta zdradza męża. O takich rzeczach się nie mówi obcym. Zwykle nie była taka bezpośrednia, ale czuła się już zbyt rozbita emocjonalnie i roztrzęsiona wewnętrznie, aby się hamować. Chciała zrobić wszystko, aby zaspokoić swą chorą ciekawość. Wszystkie emocje, jakie w niej siedziały, zżerały ją od środka, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Znów była w martwym punkcie.

Wyszła z cukierni, a potem udała się w stronę kasyna jakieś trzy ulice dalej. Na miejscu, stojąc za rozłożystym drzewem przed parterowym budynkiem, czekała na rozwój wydarzeń. Brat właśnie rozmawiał z jakimś gościem, machał ożywiony rękoma, gestykulując, jakby miał coś arcyważnego do zakomunikowania, ewidentnie jakiś temat był godny gorączkowego entuzjazmu. Weszli do środka. Po chwili dołączyła, rozglądając się szybko w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Zobaczyła go z daleka. Grał na jednej z maszyn całkowicie pochłonięty, jakby cały świat nie istniał. Liczyło się tylko, czy wygra. Jego oczy płonęły od ożywienia. Przypuszczenia Felicji sprawdziły się w stu procentach. Był uzależniony od hazardu. Ukryła się nieco, wyjęła telefon i włączyła nagrywanie. Chciała go później dać dziewczynie Nikodema, niech zobaczy, co ukochany wyrabia. Nikodem stał bokiem, był zbyt zamroczony grą, wrzucał kolejno monety i patrzył niczym urzeczony na mały ekranik. W pewnym momencie Felicja niespodziewanie poczuła porządne swędzenie w nosie. Próbowała je jakoś powstrzymać. Nie poskutkowało. Kichnęła dwa razy z wysiłkiem, nie zdążając nawet zakryć ust dłonią. Nikodem drgnął gwałtownie i podniósł głowę, rozglądając się. Chciała rzucić się do ucieczki, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Ze strachu dosłownie wrosły w ciemną podłogę. Zaskoczony brat zjawił się tuż przy niej.

Ty – syknął, łapiąc ją za rękę.

Chciała się wyrwać. Wówczas popchnął ją w stronę męskiej toalety, a potem, nim zdążyła zaprotestować, zamknął drzwi, by nikt im nie przeszkodził. Kiedy zostali sam na sam, odwrócił się do niej.

Oddaj to – powiedział przerażająco spokojnie.

Wyciągnął rękę w kierunku jej telefonu, a ona zacisnęła na nim palce. Ekspresowo ulotniła się z niej pewność siebie niczym ptak szybujący w powietrzu.

Nigdy! Masz zerwać z tym, albo pokażę nagranie twojej dziewczynie, niech się dowie, że jesteś uzależniony! Myślisz, że nie wiem, skąd miałeś kasę na wakacje w Hiszpanii? – Cofnęła się o kilka kroków. – A poza tym kto jest ten A. P., do którego pisałeś?! Widziałam twoje SMS-y!

W ułamku sekundy Nikodem uderzył ją w twarz. Tak mocno, że głowa jej lekko odskoczyła, a łzy napłynęły do oczu. Upuściła komórkę, którą natychmiast podniósł i przez chwilę przy niej manipulował z zaciętą, srogą miną. Modliła się w duchu, żeby nie zobaczył jej prywatnych wiadomości. Chyba jej prośby zostały wysłuchane, gdyż zwrócił przedmiot bez złośliwych uwag. A może zauważył coś, tylko przemilczał to. Przybliżył się do siostry i dotknął palcem jej podbródka, zmuszając do podniesienia wzroku. Posłusznie patrzyła mu w oczy, obawiając się jego reakcji.

Nie próbuj mnie więcej śledzić. Jeśli piśniesz komukolwiek choć słówko o wszystkim, będzie z tobą źle – wycedził przez zęby.

Nigdy wcześniej nie widziała u brata tak surowego zachowania. Sprawiał wrażenie zupełnie obcego człowieka, który nie cofnie się przed niczym, bez problemu wyrządzi krzywdę. Nachylił się i wyszeptał jej do ucha ledwo dosłyszalnym głosem brzmiącym iście złowieszczo:

Milcz, inaczej pożałujesz... Rozumiesz?

Żadne słowa nie przeszły Felicji przez zasuszone gardło.

Rozumiesz? – Wymierzył jej drugie, siarczyste uderzenie w policzek, aż zakręciło jej się w głowie.

Tak – szepnęła przestraszona, wiedziała, że nie miałaby z nim żadnych szans, jeśli chodziło o starcie fizyczne.

Grzeczna siostrzyczka. – Pogładził ją po włosach. Zadrżała. – Możesz już iść. Idź pierwsza. Niedługo spotkamy się w domu.

Dotknęła piekącego policzka, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma. Po raz pierwszy zastosował przemoc, w co nie mogła uwierzyć. Nawet za dziecka, kiedy narozrabiała, nie zdarzyło mu się jej spoliczkować. Wyszła z łazienki, a on został, myjąc dłonie. Następnie opuściła budynek na chwiejnych nogach, kompletnie rozbita.

Gdzie pójść, do jego dziewczyny?”.

Po chwili namysłu zaczęła biec przed siebie, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w swoim ulubionym miejscu i w samotności oddać się rozpaczy.


Arkadiusz zamykał lokal z myślą, że poniedziałkowy dzień dobiegał końca. Dojazd do domu utrudniły mu nieco korki. Wszedł do swojego mieszkania. Siostrzeniec powitał go serdecznie, przyjaciółka z pewnym dystansem. Oboje usiedli przy stole w niewielkiej kuchni, podczas gdy Oskar na moment znikł.

Zostaniesz z nami na kolacji? – spytał uprzejmie.

Nie, dziękuję. Oczywiście nie chcę sprawiać kłopotu. – Wyraźnie się stremowała i oblizała wargi.

Ale przecież nie sprawiasz. Zrobię sałatkę warzywną.

Jesteś przemiły, ale ja naprawdę nie mogę, oczywiście.

No dobrze. Nie będę nalegał.

Odprowadzili ją do drzwi. Widział, że była zawstydzona jego obecnością.

Oskarek, wybierzemy się jutro do kina, oczywiście jak zechcesz? – zwróciła się do niego ciepłym tonem.

Tak! Na jakąś nową bajkę!

To oczywiście do jutra.

Pożegnali ją, a później poszli do kuchni.

Co dziś robiliście? – zagadnął, gdy wreszcie zasiadł z dzieckiem do stołu.

Byliśmy w wesołym miasteczku. Najfajniejszy był gabinet luster i wielka karuzela. Było super! – opowiadał siedmiolatek z entuzjazmem, grzebiąc widelcem w sałatce.

Nie bałeś się na tej karuzeli?

Nie, no coś ty, wujku. Ciocia kupiła mi też watę cukrową.

To fajnie. – Uśmiechnął się z zadowoleniem, że koleżanka potrafiła tak świetnie zorganizować czas siostrzeńcowi.

Chociaż nie było wskazane, aby przebywał w tłumie ludzi, tylko raz kiedyś pozwalał mu na takie rozrywki.

Pójdziemy na spacer do parczku? – zapytał chłopiec i wziął do ręki swój ulubiony, kolorowy kubek.

Teraz? Jest już późno... – Arkadiusz zerknął na ścienny zegar wskazujący wpół do ósmej.

Chociaż na chwilę. Proszę. – Wydął usta w podkówkę, patrząc na mnie błagalnie.

Dobrze, ale po kolacji. – Kiwnął potwierdzająco głową, a on pisnął z radości.

Wiedział, że lubił tam chodzić, nie potrafił odmówić mu chociaż tej jednej, jedynej przyjemności.


W urokliwym parku Oskar od razu pobiegł na huśtawkę, zaś Arkadiusz obrzucił opustoszałe pobliże znużonym wzrokiem i wtedy dostrzegł stojącą pod pokaźną wierzbą jakąś sylwetkę człowieka. To była Felicja, która cała się trzęsła, mimo że wieczór był duszny. Wtem z naprzeciwka nadszedł kot o sierści czarnej jak atrament. Zobaczywszy go, zaczęła krzyczeć i machać rękami, chcąc przepędzić go od siebie. Spłoszony zwierzak czmychnął w krzaki, a ona w dalszym ciągu nie mogła się uspokoić. Jej twarz stała się blada, a krzyk przekształcił się w histeryczny płacz. Dlaczego tak niebywale wystraszyła się niegroźnego czworonoga? Podszedł bliżej. Dziewczyna popatrzyła na niego z widocznym wahaniem, potem rzuciła się w jego ramiona. Zaskoczony odruchowo przygarnął ją do siebie, przytulił mocno. Czuł, jak cała dygotała. Słone łzy zwilżały mu ciemną koszulę. Stali przez dłuższy moment w milczeniu. Felicja nie mogła wydobyć z siebie głosu, a on nie znając powodu szaleńczej paniki, nie był w stanie jej pocieszyć w żaden sposób. Nie potrafił, nie znając jej.

Boję się. Bardzo się boję. – Ledwo usłyszał jej szept.

Co się dzieje?

To... wszystko jest dziwne.

Teraz Arkadiusz nie wiedział, co odpowiedzieć na stwierdzenie pozbawione sensu. Gładził ją tylko po plecach w celu uspokojenia. Zapomniał o tych głupich pytaniach w cukierni.

Och, proszę pana... Panie Arku...

Jeśli coś cię dręczy, wyrzuć to z siebie. – Zachęcająco popatrzył jej w oczy.

Nie. To takie skomplikowane. – Uniknęła jego przenikliwego wzroku i zacisnęła mocno wargi.

Felicjo. Zawsze jesteś smutna, gdy przychodzisz do mojej cukierni. I dziś jeszcze pytałaś, czy lubię pieniądze... Widzę, że coś się dzieje. Nie chcę być nachalny i wtrącać się w nie swoje sprawy, ale... – mówił łagodnym głosem, mając nadzieję, iż się przed nim jakoś otworzy, chociaż minimalnie.

Nie może mi pan pomóc. – Przerwała, kiedy uświadomiła sobie swe nietaktowne, raptowne zachowanie. Poczuła się zawstydzona, że przytulała się do nieznajomego. Prędko zaczerwieniła się jak burak, żałując, że dała się ponieść instynktownej, porywczej chwili. – Muszę iść. Niech pan mnie nie zatrzymuje. – Wyswobodziła się z jego objęć.

Spostrzegł, że przestała już drżeć. Po jej kredowych policzkach pociekło parę nowych łez. Nie czekając na jego reakcję, odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Stał w osłupieniu przez dobre parę minut, wciąż nie mogąc zrozumieć dziwnego zachowania Felicji. Nawet nie próbował tego rozwikłać, nie miał żadnego punktu zaczepienia, nie potrafił racjonalnie tego wytłumaczyć. Ona rzeczywiście jest ekscentryczką, stwierdził ostatecznie w duchu, marszcząc brwi. Znienacka poczuł, jak ktoś łapie go za rękę.

Idziemy do domu, wujku? – Dziecięcy głos dobiegał jakby zza mgły.

Tak.

Razem z Oskarem powoli udali się do domu.


W powietrzu unosił się zapach smażonego bekonu. Ludmiła szykowała akurat kolację, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk trzaśnięcia frontowych drzwi.

Kto tam? – zawołała, nie przerywając krojenia żółtego sera w plastry.

Fela.

Weszła do kuchni.

Cześć. Jesteś już głodna? – Odwróciła się do niej z uśmiechem.

Nie.

Więc poczekamy z kolacją na Nikodema. Może się trochę spóźnić.

Tak. Poczekamy – rzuciła od niechcenia i usiadła na krześle, obserwując pracę, chociaż miała ochotę pobiec do swego pokoju, tam zamknąć się na zawsze.

Zgadnij, co będzie na kolację?

Nie wiem. – Obojętnie wzruszyła ramionami.

Zapiekanka ryżowa!

Znów popatrzyła na Felicję, sądząc, że ucieszy się jak zwykle, ale ta nie okazywała żadnej pozytywnej energii, a jedynie widać było po niej przytłaczający, bezbrzeżny smutek. Bezczynnie siedziała ze zmęczoną twarzą i rękami ułożonymi wzdłuż tułowia, zaciskając mocno wargi, wyglądało to na młodzieńczy bunt. Dopiero wtedy Ludmiła zauważyła, że coś jej dolegało.

Felu? Co z tobą?

Usłyszały dźwięk otwieranych frontowych drzwi, a po chwili zobaczyły starszego brata.

Witajcie, dziewczyny! – Najpierw podszedł do Ludmiły i pocałował ją w policzek.

Następnie zbliżył się do Felicji z otwartymi ramionami i uśmiechem na ustach. Odskoczyła od niego jak oparzona. Posłał jej piorunujące spojrzenie mówiące „Pamiętasz o naszym sekrecie?”.

Cześć – szepnęła struchlała, dając mu się przytulić.

Po kolei nałożyła na talerze ciepłą zapiekankę i zrobiła herbaty do kubków. Usiedli przy stole. Młodsza siostra bez zaangażowania dłubała widelcem w swoim talerzu.

Felicjo, co ci jest? – spytała z niepokojem w głosie Ludmiła.

Nic, nie mam apetytu – fuknęła niegrzecznie, nawet na nią nie patrząc, aczkolwiek w sumie to była prawda.

Może źle się czujesz?

Ludmiłko, nasza księżniczka po prostu nie ma dziś nastroju – wtrącił dobitnie Nikodem, uznając, że ten temat jest tak błahy, iż nie warto go poruszać.

Podniosła głowę i popatrzyła na niego grobowym wzrokiem. Do tej pory podobało jej się to pieszczotliwe zdrobnienie, niemniej teraz chyba podziałało jej na nerwy.

Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem księżniczką! – krzyknęła ze złością, rzucając widelec na bok.

Nie krzycz na brata! – zganiła ją. – Co się z tobą dzieje?

Tamta bez słowa pobiegła na górę. Ludmiła wysłała porozumiewawcze i przepraszające spojrzenie bratu, który pokręcił głową bezradnie, a potem podążyła za siostrą. Zapukała do drzwi jej pokoju. Cisza. Weszła do środka. Młoda leżała na łóżku, miała twarz schowaną w poduszkę. Szlochała.

Widzę, że coś się dzieje – podjęła ostrożnie temat, przysiadając na brzegu.

W odpowiedzi usłyszała głośniejsze łkanie.

Dlaczego płaczesz? Proszę, powiedz mi – powiedziała najłagodniejszym tonem głosu, na jaki było ją stać.

Może zachęci siostrę do mówienia?

Wyjdź – wyszeptała, patrząc na nią zaszklonymi oczami.

Felu... Dlaczego zdenerwowałaś się na Nikosia?

Wynoś się! Chcę zostać sama! – Jej donośny krzyk wybił całkiem Ludmiłę z równowagi.

Odniosła wrażenie, że zaraz ją zepchnie z łóżka, więc szybko wstała. Posłusznie wyszła z pokoju, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się, co dręczyło kochaną siostrę. Niestety, nic nie przychodziło jej do głowy.


30 czerwiec 2009 r.

Czerwone promienie wschodzącego słońca dotarły do okna, rozpalając kuchnię.

Przy śniadaniu siostry siedziały blisko siebie. Ludmiła mogła dotknąć opuszkami palców dłoni siostry, łatwo policzyć łzy na policzkach, które usilnie starała się przed nią ukryć. Prawdopodobnie przepłakała całą noc. Milczała, ale Ludmiła również nie powiedziała nic, chociaż wiedziała, jak bardzo tego potrzebowała. Czekoladowe płatki śniadaniowe już dawno zamokły w mleku. Felicja nawet nie wzięła ich jeszcze do ust. Nienawidziła, kiedy były mokre. Teraz wstała od stołu i z bezceremonialnością opróżniła zawartość miseczki do kosza na śmieci, a później spoglądając na ulicę, z powrotem zajęła swoje miejsce.

Pewnie znowu zapytasz, dlaczego wczoraj płakałam... – W jej tonie zabrzmiało przygnębienie. – Po prostu tęsknię za mamą i tatą, Ludmiło.

Ja też za nimi tęsknię – powiedziała szeptem, zerkając na nią smutno.

Miała upiornie bladą twarz kontrastującą z czarnymi włosami, i czerwone tęczówki spuszczone w tym momencie na swoje drobne dłonie. Oczy zawsze lśniące, teraz były podpuchnięte i nie było w nich ani jednej rozbawionej, żywej iskierki.

Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możemy bezczynnie powracać do przeszłości, tylko musimy się postarać żyć teraźniejszością i iść do przodu...

Usłyszawszy to, Felicja ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Ludmiła podeszła do niej od tyłu i objęła ją.

Nie płacz, skarbie – poprosiła miękko, żałując w głębi duszy, że pogorszyła sytuację.

W końcu, po chwili przestała szlochać.

Wszystko w porządku – zapewniła bardziej ją niż siebie.

To dobrze. Idę do pracy. – Włożyła swój pusty talerz do zmywarki. – A tobie radzę jakoś się rozerwać. Pójdź może na miasto albo do koleżanki.

Tak. To znakomity pomysł. – Jej wargi nieco uniosły się, ukazując uśmiech, nieco wymuszony.

Jakbyś mogła po drodze zajść do naszego ulubionego marketu i zrobić zakupy...

Jasne, mogę.

Nie przejęła się jej żałosnym akcentem, bo już pisała na białym arkusiku listę rzeczy do kupienia. Położyła go na blacie stołu przed nosem młodszej siostry, która zaczęła mu się przyglądać. Ludmiła spakowała do swojej torebki niezbędne rzeczy, następnie poprawiła swoje długie włosy, przypominające barwą ciemną kawę. Podeszła do Felicji i przytuliła ją. Jednak ona pozostała nieruchoma niczym marmurowy posąg nieposiadający serca ani żadnych uczuć.


Szła powoli, rozkoszując się ciepłym powietrzem, które delikatnie rozwiewało jej ciemne włosy. Miała ochotę jak zwykle pojeździć na rolkach, ale musiała zrobić zakupy. Złe myśli powracały do niej jak bumerang i nie przestawały dręczyć zdruzgotanego umysłu. Ulubiony park powitał dziewczynę swoim pięknym widokiem. Był jednym z dwóch miejsc, które poprawiały jej humor. Przysiadła na ławce, obserwując nieliczne dzieci bawiące się na placyku zabaw i znów zatracając się w ponurych refleksjach.

Feli! Hej! – Nagle dobiegł do niej znajomy głos.

Odwróciła głowę i zobaczyła, że obok stała jej przyjaciółka z klasy, trzymająca na smyczy dużego psa, owczarka szkockiego.

Cześć – odezwała się bez entuzjazmu.

Spotkanie z Magdą było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Znajoma usiadła i uścisnęła ją przyjaźnie. Z bliska Felicja zauważyła, że była trochę opalona, miała finezyjny makijaż, a w brązowych włosach zaczepione kolorowe pasemka. Twarz nastolatki miała aksamitną skórę i z całą pewnością dziewczyna należała do jednej z najśliczniejszych.

Przedwczoraj byłam na koncercie, było świetnie! – powiedziała, klaszcząc w dłonie i zachowując się jak mała dziewczynka, która otrzymała nową zabawkę.

Pewnie wyszalałaś się – odparła Felicja, wygładzając sobie torebkę.

Tak! Wiesz, dwa miesiące temu poznałam cudownego chłopaka... – Zawiesiła teatralnie głos w oczekiwaniu na jakieś pytanie.

Nie była ciekawa jej nowego miłosnego podboju, zwłaszcza dzisiaj, gdy była w smętnym humorze. Miała swoje problemy.

W łóżku jest cudowny! – dokończyła z triumfalnym uśmiechem, nie zwracając uwagi na milczenie, ewidentnie spodziewała się zainteresowania.

Oszczędź mi szczegółów – mruknęła Felicja, spoglądając na psa.

Dobra, kiedy indziej ci opowiem. – Magdalena zaniosła się wesołym, perlistym śmiechem, co tamtą dodatkowo rozdrażniło. – Powiedz lepiej, co u ciebie.

Wszystko dobrze. – Urwała na chwilkę i spojrzała na Fajkę.

Piękna suczka obwąchała dłonie Felicji i oparła łeb na jej udzie, przymykając lśniące ślepia. Felicja pogłaskała delikatnie ją po łbie. Magdalena zerknęła na psa.

Wiesz, że zazwyczaj nie jest ufna w stosunku do obcych. Musiała wyczuwać w tobie dobrego człowieka i teraz bardzo cię lubi.

Wiem. Ja też cię lubię, Fajko – szepnęła Felicja.

Fajka usiadła przy niej i ułożyła łapę na jej kolanie. Wpatrywała się w dziewczynę mądrymi oczami, w których widać było błaganie.

Wyczuła, że mam w torebce małe ciasteczko.

Magdalena zaśmiała się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.

Spryciulo. – Żartobliwie pogroziła suce palcem, a ta tylko oblizała swój rudy pysk, wciąż wpatrując się w Felicję z nadzieją.

Mogę jej dać?

Na to pytanie Magdalena wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem na ustach.

Możesz. Tylko pamiętaj, zawierasz pakt z diablicą, częstując ją swoim jedzeniem. Teraz już zawsze będzie od ciebie próbowała coś wyżebrać. – Ostrzegła i puściła Felicję perskie oko, by cała wypowiedź nabrała bardziej żartobliwego wyrazu.

Felicja zaśmiała się. Wyjęła z torebki małe ciasteczko w opakowaniu, otworzyła, położyła na lewą, otwartą dłoń i podsunęła ją psu, który zjadł z dużym apetytem. Poczuła na swojej skórze ślinę. Wyjęła z kieszeni spodni paczkę chusteczek, a następnie wytarła dokładnie palce i wewnętrzną część dłoni.

Smakuje jej – odparła z delikatnym uśmiechem.

Uwielbia słodycze, ale psom szkodzi – odparła Magda, przeciągając się i prostując opalone, gładkie nogi.

Fajka nadal siedziała przy Felicji, aczkolwiek ta postanowiła to już ignorować.

Jak tam Patrycja? W porządku u niej?

Tak, tak. Codziennie mnie zaskakuje. Pozytywnie. O wszystko dopytuje, jest wesoła, ciekawa świata i uwielbia bawić się w chowanego, rysować. A pomyśleć, że kiedyś miała trudności z mową... – oznajmiła Magdalena rozpromieniona na myśl o swojej ukochanej, ośmioletniej siostrzyczce.

To dobrze, cieszę się, że wyszła na prostą. – Kiwnęła głową Felicja. – Wiesz... zazdroszczę ci twojego stylu ubierania się. – Wskazała palcem na przyjaciółkę.

W satynowej bluzce w morskim odcieniu z kołnierzykiem i mocno podkreśloną linią ramion Madzia wyglądała niezwykle ładnie. Bluzka była ozdobiona wzorzystymi szelkami, mankietami oraz śliczną szarfą. Świetnie komponowała się z krótkimi, granatowymi spodenkami i szpilkami w kolorze amarantowym.

Magda uśmiechnęła się słabo.

A ja twoich ocen. Zawsze lepiej się uczysz ode mnie, lepiej pływasz i świetnie ci idzie na zajęciach teatralnych. Nawet zajęłaś pierwsze miejsce w konkursie pływackim. I umiesz jeździć na rolkach! Nauczyciele cię uwielbiają – mówiła z wyraźnym podziwem, wyliczając kolejno na palcach, jakby dla zademonstrowania tego oczywistego faktu.

Felicji zrobiło się miło na te słowa. Fakt, dużo uprawiała sportu; grała w koszykówkę, badmintona i piłkę wodną, chodziła też do klubu, by pograć w kręgle.

To prawda. Pan Rymowicz obsadził mnie w roli Julii w przedstawieniu Romeo i Julia. Za trzy miesiące premiera w naszej szkole – odparła, ale bez cienia dumy, instynktownie się uśmiechając lekko.

Twoim Romeo jest najprzystojniejszy chłopak w naszej klasie. Boże, jak ja ci wtedy zazdrościłam, jak się o tym dowiedziałam! Cholernie. Tak samo jak Renata. Ale teraz mam swojego księcia z bajki. – Słychać było w jej głosie odrobinę żartu.

Szturchnęła delikatnie Felicję w bok, cicho się śmiejąc. Felicji nie było do śmiechu, aczkolwiek wysiliła się na sztuczny, krótki chichot. Humor automatycznie jej się popsuł.

Też bym chciała być taka jak ty. – Magda ciężko westchnęła.

Felicja zerknęła na nią spod byka. Przecież ta dziewczyna miała wszystko, czego każda nastolatka chciała od życia. Kochających, dobrych rodziców, którzy ją rozpieszczali, piękną urodę, chłopaków, koleżanki. Ale to jej nie wystarczało. Wychwalała i zazdrościła nawet głupich ocen. Jakby nie mogła sama przysiąść do nauki i zapracować sobie na to. A sport i gra w teatrzyku? Przecież Magda była dobra w czym innym. Na przykład w śpiewaniu. Nie każdy posiadał talent do tego samego.

Za to twoi rodzice żyją, a moi nie. – W głosie Felicji słychać było głuchą nutę, już nie potrafiła taić swej oziębłości, bo męczyły ją te teksty.

Przepraszam... Zawsze byłaś gadatliwa, a teraz... Chyba nie masz humoru. – Głos Magdy stał się całkiem poważny.

Uspokajająco położyła dłoń na jej ramieniu i powoli pogłaskała. Felicja jej nie odtrąciła.

Zgadłaś. Nie mam humoru. – Jej palce pogładziły Fajkę, która obserwowała dziewczyny mądrymi, lśniącymi ślepiami.

Pokłóciłaś się z siostrą albo bratem?

Znienacka zapragnęła wyżalić się jedynej przyjaciółce, opowiedzieć o wszystkim. O swoich problemach, o Nikodemie... Ale jego słowa: „Milcz, inaczej pożałujesz” ciążyły na niej jak stukilogramowy głaz i solidnie powstrzymywały przed ujawnieniem prawdy. Raptownie rozległ się dźwięczny dzwonek w jej komórce. Spojrzała na wyświetlacz i nerwowo wsadziła go z powrotem do torebki.

Nie odbierzesz? – Zaciekawiona Magda popatrzyła na nią.

Nie. Jakiś obcy numer – syknęła arogancko, kopiąc ze złością kamyczek.

Coś dzieje się z tobą, moja droga. Tylko co? – Zabrała dłoń z ramienia Felicji i zaczęła klepać swoją Fajkę po łbie.

Melodia wciąż grała i chyba nie zamierzała przestać.

Odbierz, może to coś ważnego...

Felicja zwinęła dłoń w pięść, aż kostki jej zbielały. Nie potrafiła już dłużej chyba powstrzymywać tych negatywnych emocji, jakie w sobie przez ten dłuższy czas nazbierała.

To pierdoły, nic ważnego! – wybuchła gniewem.

Czy ona się nigdy nie uwolni od tego?! Czy zawsze będzie ją prześladował ten okropny pech, do końca swoich dni?! Czy nigdy nie będzie szczęśliwa, wolna?!

Nie poznaję cię... – Twarz Magdy natychmiastowo stężała.

Przełknęła z trudem ślinę, a wtedy dzwonek w końcu ucichł.

Muszę lecieć – burknęła wymijająco, szukając w głowie wymówki, chociaż w sumie nie musiała kłamać. – Obiecałam Ludmile, że zrobię zakupy.

Miała wrażenie, że Magda rzuci jakimś dosadnym, zgryźliwym komentarzem, ale powiedziała tylko, że się zdzwonią. Felicja mogła przysiąc, że kiedy wstawała, czuła na sobie jej intensywny wzrok. I nie myliła się. Magdalena patrzyła na nią, a Felicja podążyła szybkim krokiem ku wyjściu. Przez tę krótką wędrówkę szła zgarbiona, marząc o tym, by nikt nie zwracał na nią uwagi. Wkrótce z głębokiego zamyślenia wyrwał ją widok supermarketu, który był głównym celem spaceru. Weszła do środka, chwytając jeden z granatowych koszyków na zakupy, po czym powędrowałam najpierw do działu z kosmetykami. Mimo że na liście zakupów figurowały artykuły spożywcze, postanowiła zaopatrzyć się także w szampon i odżywkę do włosów o ulubionym, lawendowym zapachu. Powoli przeszła wśród sklepowych półek, zapełnionych różnego rodzaju płynami i produktami. W końcu spostrzegła zestaw do naturalnych, falowanych włosów. Wspięła się na palce, spróbowawszy dosięgnąć do najwyższej półki, lecz bez skutku. Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem jednej z ekspedientek, kiedy nagle jakaś silna dłoń dotknęła jej ramienia.

Pomóc pani? – odezwał się chłopięcy głos.

Od razu zgadła, do kogo należał. Odwróciła głowę w kierunku, z którego dochodził. Obok stał kolega z jej i Magdy klasy.

To ty... Czego chcesz? – spytała przestraszona tym nieoczekiwanym spotkaniem, natomiast serce jej zaczęło łomotać w piersi.

Tylko ci pomóc, nic więcej. – Uśmiechnął się pobłażliwie, a po paru sekundach szampon i odżywka wylądowały w jej koszyku.

Dziękuję – odpowiedziała z obawą, cofając się o trzy kroki, aż oparła się plecami o regał z produktami.

Potrzebujesz pewnie jeszcze mojej pomocy, skarbeńku?

Zbyła to milczenie, żałując w głębi duszy, że nie mogła stać się niewidzialna lub schować się gdzieś w kąt.

Spotkamy się? – przekomarzał się, podchodząc do niej coraz bliżej, a ona mechanicznie skuliła się w sobie.

Zostaw mnie w spokoju! – zawołała drżącym tonem, czując ogarniającą ją coraz większą panikę, mimo iż nie mógł nic jej zrobić, bo byli w miejscu publicznym.

Roześmiał się głośno, czym zwrócił na siebie uwagę kilku klientek.

No dobra – wycedził przez zęby, widząc, że kobiety przyglądały mu się z ciekawością. – Zadzwonisz do mnie? Mam nowy numer.

Wyjął z kieszeni niewielki, oprawiony w brązową skórę notes, czarne pióro oraz zapisał cyfry starannym pismem. Wyrwał arkusik i podał. Wzięła go bez słowa, patrząc bojaźliwie na chłopaka.

Powiedz, że zadzwonisz. – Jego stoicki spokój sprawiał, iż jej krew w żyłach zastygła.

Zadzwonię – wyszeptała na odczepnego.

Super! Do zobaczenia – zaakcentował wyraziście, ucałował swoje palce i wysłał jej całusa w powietrzu, po czym poszedł w stronę kas.

Stała jak wryta, czując narastające zmieszanie, połączone ze strachem.

Nie podoba mi się to”, pomyślała z dojmującym smutkiem.

Trzymała w dłoni śnieżystą kartkę, przez chwilę myśląc, czy jej nie podrzeć. Przez parę minut gapiła się uporczywie w numer telefonu, aż cyfry zlały się w jedną całość. Do oczu napłynęły jej łzy. Z oburzeniem rozerwała arkusik papieru.

Czy jemu nigdy się nie znudzi to parszywe zachowanie?! Niech go piorun trzaśnie! Niech on się ode mnie wreszcie odczepi!”.

Na zewnątrz było dużo cieplej, niż w klimatyzowanym markecie. Trzymając w ręku siatkę z zakupami, podążyła w stronę domu. Stanęła przed „Bajką”, zastanawiając się, czy kupić świeże bułki. Ni stąd, ni zowąd po raz kolejny poczuła dziwny niepokój, że ktoś intensywnie patrzy w jej stronę. Rozglądnęła się. Arkadiusz właśnie stał przy swoim samochodzie zaparkowanym opodal cukierni. Spostrzegł ją i uśmiechnął się, a w jego kącikach ust wystąpiły urocze dołeczki. W tym łobuzerskim grymasie było coś złowieszczego. W psychice Felicji zadzwonił dźwięczny, piorunujący alarm, że ma trzymać się z dala od tego mężczyzny. Zauważyła w jego oczach błysk dociekliwości. Zaraz, czy za tą dociekliwością kryło się coś więcej? Pożądanie albo jakiś wulgarny zamiar wobec niej? Wydawało jej się, że patrzył na nią łapczywie, jakby w jego głowie krążyły niemoralne, brudne myśli. Gdy ją mijał, niby przypadkiem ramieniem otarł się o jej ramię. Doznała mrowienia w brzuchu, zrobiło jej się niedobrze. Po jego wejściu do cukierni uczucie trwogi rozpłynęło się w powietrzu, jednak osłabienie nie minęło. Ruszyła pędem przed siebie, postanawiając sobie w duchu, że będzie omijała szerokim łukiem to miejsce.

Po przyjściu z pracy Ludmiła zapukała do drzwi pokoju siostry. Kiedy usłyszała grzeczne „proszę”, weszła do środka. Młoda siedziała na łóżku oparta o seledynową ścianę, a na kolanach trzymała notebooka i wpatrywała się w ekran. Na widok starszej siostry szybko zamknęła klapę, po czym skoczyła na równe nogi jak za naciśnięciem sprężyny. Wyglądała tak, jakby poważnie czymś się zlękła.

Cześć, Feli. Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

Cześć... Już wróciłaś, tak wcześnie? – zapytała równie zdziwiona i zarazem rozkojarzona.

Wróciłam tak jak zawsze. Jest dwadzieścia minut po osiemnastej.

Spojrzała półprzytomnie na budzik stojący na szafce obok, a wtedy jej oczy zrobiły się okrąglejsze, jakby dopiero teraz uzmysłowiła sobie, w jakim świecie żyje.

Ach, no tak. Zasiedziałam się przy laptopie i tak zeszło... – wybąknęła, przecierając dłonią oczy, wyglądała na zmęczoną.

Nic nie szkodzi. Jadłaś obiad?

Kiwnęła potwierdzająco głową. Stała tak pośrodku pokoju, jak mała, zagubiona dziewczynka.

A ja jestem taka głodna! Mogłabym zjeść konia z kopytami. – Ludmiła roześmiała się, lecz ona nie podzieliła wesołego nastroju. – Co tam robiłaś w Internecie?

Pisałam z Magdą i grałam w Simsy.

Spotkałam dzisiaj naszą sąsiadkę. Powiedziała, że jej kotka niedługo ma rodzić...

Cholera, co wy macie z tymi kotkami?! – odpyskowała raptownie, z furią wygładzając swoją bluzkę we wzorki, co nie przemknęło jej uwadze.

Felu, widzę, że chyba masz jakiś problem. Pogadajmy...

Nie mam żadnego problemu!

Zachowujesz się, jakbyś coś przede mną ukrywała.

Ale ja nic nie ukrywam, naprawdę. Nie martw się. – Siostra nerwowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho i umknęła spojrzeniem w bok.

Więc co się dzieje, kochanie?

Nic. Po prostu mam zły dzień.

Czyżby? – Założyła ręce na piersi, by pokazać, że nie podda się tak łatwo.

Ten gest porządnie rozwścieczył Felicję, gdyż zrobiła się czerwona na twarzy. Do tej pory starała się trzymać nerwy na wodzy, aczkolwiek w ostatnim czasie ta złość na świat się tak nagromadziła w niej, że chyba będzie częściej wybuchać.

Poszła! Won! – Krzykiem zwróciła się do niej jak do psa, pokazując ręką otwarte drzwi i patrząc na nią złowrogo.

Ludmiła nie powiedziała nic, by nie rozpętać kolejnej awantury. Wyszła z myślą, że nie będzie więcej wtrącać się do jej życia i zmuszać do mówienia o swoich kłopotach. Jeśli Felicja dalej chce zdusić w sobie żal, niech tak będzie. Ona nie będzie więcej jej naciskać.

Wieczorna, ciepła kąpiel poprawiła jej humor. Wyszła z wanny i okryła się puchatym ręcznikiem. Jednym ruchem palca przejechała lustro, aby pozbyć się nalotu z pary wodnej i przejrzała się. Wyglądała całkiem znośnie z mokrymi włosami przyklejonymi do rozgrzanej twarzy. Założyła turkusową nocną koszulę, a potem suszyła włosy. Po paru minutach przez drzwi przebił się męski głos:

Felu! Długo jeszcze zamierzasz siedzieć w tej łazience?

Już wychodzę!

Wyłączyła suszarkę, dotknęła palcami kosmyków, by upewnić się, że już wyschły. Przekręciła zamek w drzwiach. Stanęła oko w oko z bratem, który siłą wepchnął ją z powrotem do środka łazienki i zamknął drzwi. Cofnęła się z lękiem.

Czy pamiętasz o naszej rozmowie? – Spokojnie zadał pytanie.

Przytaknęła tylko, przełykając ślinę.

To dobrze, siostrzyczko...

Choć obawiała się jego reakcji, postawiła wszystko na jedną kartę. Przecież nie mogła dać mu się zastraszyć jeszcze raz.

Jak długo zamierzasz wciskać kity dziewczynie i robić ją w balona? Jak długo chcesz to ciągnąć? – Mówiąc prowokacyjne słowa, z zadziornością patrzyła na Nikodema.

Jak długo będę chciał. Nie wtrącaj się do mojego życia.

To dlatego przyszedłeś do mnie tydzień temu po pożyczkę. Zabrakło ci na hazard!

Podszedł do Felicji, a jego oczy zwęziły się w szparki.

Powiedziałem, żebyś nie mieszała się do nie swoich spraw, głupia – odparował już opryskliwym tonem.

Przestań grać, albo wszystko powiem... – Jeszcze zaryzykowała, bo nie mogła znieść tych kłamstw, poza tym nie wierzyła, aby ją uderzył po raz kolejny.

Nikodem nie wytrzymał. Z impetem zadał jej mocnego kopniaka w brzuch. Jęknęła z bólu. Spojrzała na niego wylękniona. Zgięła się w pół. Wyszedł z łazienki, zostawiwszy ją samą. Nachylała się, nie mogąc złapać oddechu. Brzuch bolał ją tak bardzo, że łzy poleciały jej po policzkach. Usiadła niezgrabnie na kafelkowej, zimnej podłodze. Zagryzła mocno wargi, aż poczuła smak krwi. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie. Nie przewidziała tego, że jej własny brat tak podle ją potraktuje...


1 lipiec 2009 r.

Nie mógł zapomnieć o tej cudacznej dziewczynie. Myślał o dziwnym spotkaniu w parku i o tym, że wczoraj patrzyła na niego tak, jakby zobaczyła ducha. Właściwie to zawsze mizernie wyglądała, ale wczoraj... zdawała się być naprawdę w opłakanym stanie. Jej zachowanie wzbudzało niepokój i pewnego rodzaju niechęć. Chciał jej jakoś pomóc, ale jak, skoro się nie znali i on był od niej starszy o ponad dziesięć lat. Miał trzydzieści lat, a ona jeszcze niepełnoletnia... Miała na pewno rodziców, rodzeństwo, kogoś, kto by ją wsparł. Lepiej nie wsadzać nosa w czyjeś życie. Z refleksji wyrwał go dźwięk dzwoneczka oznaczającego, że wchodzi następny klient. Okazało się, że to siostrzeniec i przyjaciółka.

Cześć – powiedział ucieszony i jednocześnie zdziwiony ich widokiem, gdy podeszli do kontuaru.

Przyszliśmy na deser i oczywiście przy okazji cię odwiedzić – oznajmiła koleżanka, uśmiechając się zniewalająco i nawijając kosmyk kanarkowych włosów na palec.

O, to fajnie. Co zamawiacie?

Oskarek rozejrzał się z dziecięcym błyskiem w oku po gablotkach, a następnie wskazał palcem na jeden z pojemników z lodami.

Lody truskawkowe z bitą śmietaną! – zawołał z uradowaniem.

Do tego jedną kawę, oczywiście – dodała, wyciągając z torebki portfel.

Już się robi. – Arkadiusz szeroko się uśmiechnął. – A jak się czujesz dziś, Oskarek?

Super!

Wszystko jest w jak najlepszym porządku, oczywiście. O nic się nie martw, oczywiście – wtrąciła koleżanka, położywszy na blacie pieniądze.

To dobrze. – Ucieszył się, iż na razie atak astmy ominął tego chłopca.

Po chwili obydwoje wyszli. Po paru minutach Arek podążył za nimi, trzymając w rękach tacę. Na tarasie stało kilka stolików z fotelami, które kolorystycznie wpisywały się w klimat miejsca. Ich kształt i masywność zdecydowanie zachęcały do pozostania tam na dłużej. Postawił tackę na stoliku, uśmiechając się do siostrzeńca i koleżanki, która na jego widok oblizała swoje usta.

Smacznego.

Dzięki, wujku! – Oskar wpatrywał się w swój lodowy przysmak.

Mam nadzieję, że Oskar cię nie męczy? – zagadnął ją.

Mieszając jednostajnie kawę, spoglądała na mężczyznę przymilająco. Sprawiała wrażenie, jakby tylko czekała na okazję, by z nim poflirtować.

Oczywiście, że nie, razem świetnie spędzamy czas. – Patrząc na niego, oblizała dolną wargę.

Wtedy dobiegł ich z głębi cukierni krzyk ekspedientki:

Arek! Ktoś dzwoni do ciebie!

Muszę wracać do pracy.

Oczywiście, idź. – Pokiwała głową, chociaż jej rozczarowana mina wyrażała co innego.

Wszedł do środka i stanął za kontuarem. Kiedy zerknął na wyświetlacz, serce momentalnie zabiło mu mocniej.

Słucham?

Dzień dobry. Mówi doktor Nowak. Ma pan chwilę?

Tak. O co chodzi? – zapytał zaniepokojony.

Pańska matka koniecznie chce z panem porozmawiać przez telefon. Chyba chodzi o ważną sprawę.

Po chwili w słuchawce usłyszał znany, kobiecy głos:

Aruś! Wiesz, że Natalka przyszła do mnie?!

Mamo, wydaje ci się. – Teatralnie przewrócił oczami, dobrze, że nie mogła tego zobaczyć.

Ale ja ją wczoraj widziałam! Odwiedziła mnie, serio! – Musiał odsunąć komórkę od ucha, bo aż wrzeszczała.

Ile razy mam ci tłumaczyć? Natalia nie żyje.

Dlaczego?! Zabiłeś ją?!

Tak, zabiłem! Muszę kończyć, coś przerywa! – I rozłączył się.

Dalsza rozmowa z mamą nie miała sensu, była jak walka z wiatrakami. W ogóle nie docierało do niej, co mówił. Położył komórkę na blat lady. Gdy przypomniała mu się Natalia, poczuł w sercu ukłucie smutku. Tęsknił za nią. Za tą rezolutną, energiczną, młodszą siostrą, która pozostawiła po sobie Oskara. Myślał, że doktor zaraz znów zadzwoni, że coś dzieje się z matką. Telefon milczał...

Wtem do kontuaru podszedł klient, więc Arkadiusz zmusił się do uśmiechu, a jego posępne myśli szybko wywietrzały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis [szablonarnia]