5.08.2021

Rozdział siedemnasty

Wszyscy mamy sekrety

Rozdział siedemnasty



Przeszłość

19 styczeń 2004 r.

Dziś po raz pierwszy umówili się tutaj, w eleganckiej restauracji.

Styl lokalu przywodził na myśl „miszmasz”. W mnogości kolorów i faktur, między pstrokatymi materiałami, pasiastymi ścianami a dużą ilością przeróżnych dodatków, przebijało się mimo wszystko poczucie ciepła i radości. Mężczyzna zamówiłby taką salę na rodzinne spotkanie obiadowe. Kwiaty, prawdziwe i sztuczne, drewniane, proste krzesła i przemalowany na kolor khaki bar były absurdalne, trochę kiczowate. Nie byłoby to miejsce spotkań artystów czy biznesmenów, ale nadawałoby się na biesiadowanie, czas żartów i drinków z wódką.

Siedział przy stoliku. Jego czarne włosy były dobrze przygładzone, zaczesane na lewą stronę. Miał na sobie świeżą, wyprasowaną koszulę lśniącą nieskazitelną bielą, a także czarne spodnie i buty tego samego koloru. Jego czarny krawat stanowił cudny całokształt i nadawał mu istnej powagi. Gdy Gerwazy spostrzegł nadchodzącą kobietę, na jego wargach zabłądził lekki uśmiech. Podeszła do niego, a on wstał.

– Dobry wieczór – przywitał się swoim niskim, głębokim głosem, którym został obdarzony przez naturę.

– Hej, cześć – odparła równie czarująco.

Usiedli naprzeciw siebie. Darował sobie te czułe przywitania. Patrzył na nią tak przenikliwie, jakby chciał ją przewiercić na wskroś. Bardzo mu się podobała. Miała na sobie fioletową, obcisłą sukienkę przed kolano z tiulowymi falbanami, a do tego czarne buty na niebotycznie wysokim obcasie. Całości dopełniał lekki makijaż i falowane, półdługie włosy. Gerwazy splótł obie silne dłonie na brzegu blatu stolika. Rozejrzał się, a gdy nabrał pewności, iż nie są przez nikogo obserwowani, spojrzał na nią.

– Cieszę się, że przyszłaś. Jeszcze nie masz mnie dosyć? – zapytał lekko rozbawionym głosem, chcąc nieco pokazać się od innej strony, ale po chwili jego uśmiech poszerzył się i stał bardziej kokieteryjny, a on sam zmrużył nieznacznie oczy.

– Nie, skądże. A ty? Nie znudziłeś się? – Zuzanna również chciała być żartobliwa i nieco kąsać go swoimi lekko dogryzającymi słowami.

Spojrzała mężczyźnie w oczy. Lubiła w nich tonąć, szczególnie wtedy, kiedy byli w namiętnej akcji. Był świetny w łóżku, wręcz idealny, dlatego nie mogła tak po prostu się od niego oderwać. Traktował ją godnie i tak, jak lubiła i oczekiwała od mężczyzn.

– Nie mam cię dość. A wręcz przeciwnie... ciągle mi ciebie brak – odpowiedział to takim zmysłowym głosem, równocześnie w tej samej chwili przeszywając ją wzrokiem pełnym zadowolenia, że nie miała wątpliwości, iż bardzo mu się podobała.

Uśmiechnęła się dość szeroko.

Odchylił się jednocześnie na krześle, przybierając całkiem swobodną pozę. Jego spojrzenie powędrowało do dekoltu kobiety, po czym sam chwycił lewą dłonią za menu i zaczął je przeglądać, czując, jak wzmaga mu się apetyt. Pod dwoma względami. Nie wiedział, czy wziąć polędwiczki wieprzowe w borowikach i cukinią, a może kotlety mielone i ziemniaki z olejem truflowym? W końcu zdecydował się na łososia ze szpinakiem w sosie śmietanowym oraz szklaneczkę whisky. Zamknął cicho kartę dań i zerknął wyczekująco na swą wspaniałą kochankę. Chciał jej powiedzieć, że ma dla niej prezent, ukryty w swoim pokoju, ale w tym samym momencie podszedł do nich kelner, by przyjąć ich zamówienia. Gerwazy nie rozpoczął zatem jeszcze tematu. Sama dla siebie zamówiła zapiekankę ryżową z dynią, mielonym mięsem i pomidorami oraz tradycyjnie whisky. Oparła się łokciami o stolik, a brodę na złożonych dłoniach. Wpatrywała się w niego z lekkim uśmiechem na ustach.

– Jak ci minął dzień, hm? Jestem strasznie ciekawa. Jak nigdy. Chcę wszystkie myśli oderwać od sytuacji, która spotkała mnie dzisiaj w pracy. I kobiety, która miała możliwość zamienienia ze mną słowa. Uwierz, pół dnia chodziłam wkurzona – oznajmiła łagodnym głosem.

– Klientka cię wkurzyła?

– Tak... Była bardzo grymaśna. Szyłam dla niej suknię ślubną, a ona narzekała. A to, że w biuście jest za ciasno, a to, że sukienka za długa... – Westchnęła, kręcąc głową na boki. – Ale nie chcę o tym gadać.

– Jasne, rozumiem. Tacy są ludzie, nic nie poradzisz. – Wzruszył niedbale lewym ramieniem. – A u mnie całkiem w porządku minął dzień. Doglądałem pracowników w sklepie, a po obiedzie pobiegałem.

Wpatrywała się prosto w jego oczy, by widział bardzo dokładnie, że jest zainteresowana jego wypowiedzią.

– Musimy kiedyś wybrać się nad jezioro, kiedy będzie lato. Już nie mogę się doczekać, kiedy pokażesz mi tę słynną smażalnię ryb.

– Tak... zabiorę cię tam... – Uśmiechnął się z subtelnością.

Skinęła głową na podziękowanie, kiedy kelner przyniósł drinki i upiła niewielkiego łyka, by zatracić się w cudownym smaku alkoholu. Odstawiając powoli szklankę na stolik, przejechała po niej palcami, a następnie po blacie. Wzrokiem ciągle błądziła po jego twarzy z lekkim uśmiechem.


Cieszył się, że jego matka poznała kogoś i dzięki temu była szczęśliwa. To szczęście po prostu jej się należało i trzymał kciuki za nową znajomość. Czy był zazdrosny? Nie. Rozumiał, że miała trudne doświadczenia, życie jej nie rozpieszczało. Nagła śmierć męża sprawiła, iż Zuzanna się załamała, ale musiała się podnieść, żyć dla dzieci.

Teraz Sebastian Sód uważał, że w końcu jej się ułoży, po tym wszystkim, przez co przeszła. Mógł dostrzec uśmiech na jej twarzy i to była dla niego sama radość. Nie przeszkadzało mu to, że zajmował się trzyletnią Patrycją, kiedy matka wychodziła z Gerwazym. Wstał, po czym przeszedł do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Wstawił wodę w czajniku, a kiedy się gotowała, spoczął na krześle przy stole. Wzrok utkwił za oknem, gdzie sypał śnieg. Wszędzie było ciemno, a w mieszkaniu cicho. Ale on to lubił. Mógł rozkoszować się choć trochę małym lenistwem. Powrócił myślami do swego życia. Cóż, zdał już szkołę i nie miał dalszych planów na przyszłość. Nie miał pojęcia, co by chciał robić. Może zostanie księgowym, jak ojciec. Chociaż nie, lepiej nie. Tęsknota za nim była dla niego taka duża, że wolał robić cokolwiek innego, niż wdać się w ślady ojca. Zresztą, według ojca miał świetne predyspozycje do bycia nauczycielem WF-u. Fakt. Codziennie chodził na siłownię, dbał o siebie, miał wysportowaną sylwetkę. Mógłby ganiać z dzieciakami po boisku. Nawet myślał o tym.

Gdy ojciec zmarł, Sebastian zaczął coraz częściej się zastanawiać. Problem tkwił jedynie w jego trudnym usposobieniu, ale dzieciaki właśnie nauczyłyby go pokory i trochę poskromiłyby. Nie sprawiał problemów matce, jednak od czasu do czasu wdawał się w bójki z kolegami. A to tylko z powodu jego charakterku. Zawsze lubił postawić na swoim, a jego racja musiała być pierwsza. Nie znosił, gdy ktoś mu rozkazywał. Oprócz matki. Z matką się doskonale dogadywał, chociaż, jak to zwykle bywa, dochodziło między nimi do spięć, aczkolwiek dochodzili szybko do porozumienia i sobie wybaczali. Ostatnio pobił się z kumplem o to, iż ten miał inne poglądy na temat religii. Sebastian był ateistą, nie zamierzał słuchać dłużej, jak chłopak próbuje go przekabacić na stronę wiary. Uderzył go. Zaczęła się ostra szarpanina, w wyniku której obaj trafili do szpitala. Na szczęście nie stało się im nic poważniejszego oprócz kilku siniaków i założonych szwów. Gdy żył mąż Zuzanny, wychodzili częściej do ludzi i byli widywani na mieście. Po jego śmierci całkiem odcięła się od społeczeństwa.

Teraz znów to się zmieniło. Dzięki Gerwazemu. Widząc, iż czajnik się wyłączył, Sebastian wstał, wyjął z szafki czysty, brązowy kubek, a następnie wrzucił do niego torebkę z malinową herbatą. Zaparzył i postawił go na stole. W salonie postawił na szklankę na stoliku, a potem rozsiadł się wygodniej na kanapie. Włączył telewizor, jednak ustawił cicho dźwięk, aby móc słyszeć siostrę.


Czyż to nie jest piękne, że znowu się spotykamy, spragnieni swojego towarzystwa? spytał łagodnie, próbując jak najlepiej oczarować swą towarzyszkę.

Uśmiechał się, swoim najpiękniejszym na świecie uśmiechem. Znowu wyglądał jak młody bóg. Odwzajemniła ten jego gest, ślicznie odsłaniając zęby.

Tak. Wierzę w przeznaczenie – wyznała po krótkim namyśle.

Spojrzała na parkiet, na tańczącą nieopodal jakąś parę zakochanych. Na szeroki, rozpromieniony uśmiech nieznajomej kobiety oraz uśmiech mężczyzny, który miał lekceważąco rozchylone wargi. Zuzanna przeniosła swój wzrok na Gerwazego. Siedział chwilę zadumany, później ponownie się uśmiechnął. Zerknął na parkiet i, nie spuszczając z niego oczu, wypił kieliszek whisky. Chciała się zmusić, żeby na niego nie patrzeć, ponieważ czuła się tak bardzo obezwładniona w jego towarzystwie, tak bardzo go pragnęła... Przygryzła dolną wargę, zdając sobie sprawę, że wkraczają na niebezpieczny, a właściwie ponętny temat i po raz kolejny tego dnia nie pożałowała, że nie ma na sobie swoich ukochanych dżinsów. Nie wstydziła się swego ciała w jedwabnej sukience.

W co jeszcze wierzysz? odezwał się niskim, kuszącym tonem głosu.

Odetchnęła rozmarzona, słysząc to pytanie. Muzyka zagrała głośniej, ale chociaż Zuzanna doskonale znała słowa, nie potrafiła odnaleźć w pamięci jej tytułu. Zamrugała nerwowo i chwyciła w dłoń swój kieliszek, a później z ostrożnością zaczęła obracać go w dłoniach.

Kiedyś wierzyłam w miłość – odparła poważnie, przybierając iście skupiony wyraz twarzy.

A teraz?

Pomyślała o swoim zmarłym mężu, z którym łączyła ją cudowna więź, aczkolwiek brakowało w niej zarówno żwawego ognia, jak i subtelnej czułości. Nie chciała płakać, nie w tym momencie. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę głupiej słabości. Odwróciła wzrok w kierunku przypadkowego stolika, czując, jak łzy napływają jednak do jej powiek. Po chwili przeniosła swe spojrzenie wprost w tęczówki rozmówcy.

Teraz w piękniejszą, szczęśliwszą miłość – szepnęła wzruszona, uśmiechając się finezyjnie, lekko.

Posłał jej natychmiast szeroki uśmiech, odsłaniając równe, acz nieco pożółcone zęby. Zrozumiał, iż ona mówi szczerze. Pokiwał w samozadowoleniu głową i jednym haustem opróżnił zawartość swojego kieliszka. To dziwne, że cisza, która zapanowała, wcale nie sprawiła, że kobieta poczuła się szczególnie skrępowana, wręcz przeciwnie. Był to ten rodzaj ciszy, który w pewnym stopniu sprawia przyjemność. Niepotrzebne były słowa. Wystarczył fakt, że ten mężczyzna po prostu był. Czuła zapach jego wody kolońskiej, widziała intensywny błękit jego tęczówek i wreszcie, słyszała niemalże bicie jego serca przeplatane z miłosną balladą. W pewnym momencie odchrząknął znacząco, wstał od stolika, zbliżył się, a następnie wyciągnął dłoń w jej kierunku. Ciepłą, mocną, męską dłoń, której uścisk sprawił Zuzannie dziwną przyjemność.

Zatańczysz? – zapytał cicho, badając wzrokiem jej reakcję.

Tym razem to ona uśmiechnęła się. Szczerze i szeroko jak nigdy dotąd. Skinęła głową i wyszli na mały parkiet restauracji. Prawdopodobnie był to najpiękniejszy taniec w życiu Zuzanny. Przez trzy minuty i czterdzieści sekund byli tylko oni, ich dwoje. Nie liczyli się ludzie, którzy ich otaczali, kelnerzy roznoszący zamówienia, krążący zgrabnie między stolikami ani rozmawiający klienci. Przez ten jeden krótki moment znów było tak, jak gdyby cofnął się dla niej czas, jakby ostatnie lata cierpienia zostały wymazane, nigdy ich nie było. Gerwazy objął ją mocniej i dotknął delikatnie wargami jej policzka.

Czy jest coś, czego się boisz?

Jego szept przy jej uchu był ledwo słyszalny i gdyby nie fakt, jak bardzo była uzależniona od jego głosu, z pewnością by go nie dosłyszała. Przegryzła dolną wargę, zastanawiając się, co powinna odpowiedzieć. Zniżyła głos:

Boję się miłości, boję się, że mnie zostawisz. Ale najbardziej boję się, że się obudzę, a wszystko okażę się tylko snem.

Muzyka się skończyła. Ludzie schodzący z parkietu trącali ich łokciami. Gerwazy milczał. Zuzanna westchnęła poirytowana i obróciła się do tyłu, ale wtedy poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej ramieniu. Przymknęła powieki, po czym, odliczając cicho do pięciu, spojrzała na jego twarz.

Nie opuszczę cię, nie martw się, skarbie – powiedział czule w tym momencie, kiedy ich spojrzenia się zetknęły.

Tyle wystarczyło, by poczuła się tak wspaniale, aż słodkie rumieńce wstąpiły na jej kościstych policzkach. Powrócili do stolika.


Usłyszawszy dzwonek do drzwi, ocknął się z chwilowej drzemki, po czym zamrugał dwa razy powiekami. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Nie spodziewał się żadnego gościa. Powoli wstał, rozprostował kości i prędkim krokiem udał się w stronę wyjścia. Po drodze zajrzał do pokoiku małej. Smacznie spała w łóżeczku. Nie była grymaśnym, płaczliwym dzieckiem, a wręcz przeciwnie.

Otworzywszy drzwi, ujrzał swego najlepszego kumpla. Właśnie tego, z którym niedawno się pobił. Przywitali się, a potem Sebastian zaprosił go do salonu. Leon Furczak trzymał w ręku reklamówkę, którą położył na kanapie.

Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – spytał z nadzieją, rozglądając się, czy czasem nie wyłoni się matka kolegi.

Oczywiście, że nie. Jestem sam. Matka poszła na randkę, a ja pilnuję siostry.

Leon uśmiechnął się szeroko i usiadł na kanapie, a właściwie jakby rzucił się na nią.

No to dobrze się składa... Mam tu coś dla nas. – Wyciągnął z reklamówki kartonik z sokiem jabłkowym i postawił ją na stole.

Sebastianowi wargi lekko drgnęły w uśmiechu, gdy tylko to zobaczył.

Mam nadzieję, że nie jest to podtekst do wypicia? – Nie mógł się powstrzymać od tego komentarza.

Ależ skąd! Ja stronię od alkoholu – odparł z powagą, lecz też się uśmiechnął.

Sebastian zaśmiał się cicho i pokręcił głową na boki.

Jesteś jedyny w swoim rodzaju. Drugiego takiego dobrego człowieka nie ma – stwierdził szczerze.

Leon spojrzał mu prosto w twarz.

Mam to odebrać jako komplement?

Tak. Wiesz, że mimo że nie zgadzamy się ze sobą w różnych kwestiach, to cię lubię.

Leon odetchnął, ponieważ uświadomił sobie, iż słowa Sebastiana nie tyczyły się jego wyglądu związanego z chorobą.

Też cię lubię, ale tego siniaka pod okiem mojego brata nie zapomnę – mruknął niby groźnie, następnie wybuchnął śmiechem i dziabnął Sebastiana palcem w ramię.

Już więcej nie będę, obiecuję. – Sebastian wstał, wyjął z barku dwie, niskie szklaneczki i postawił na stole.

Leon skinął głową, otworzył kartonik i rozlał im napój.

Wybacz, nie powinienem wpadać bez uprzedzenia, ale nuda by mnie prawie zabiła. – Pociągnął solidny, duży łyk, westchnął głęboko, czując, jak ten smak przyjemnie szczypie go w gardle.

Spoko, dzięki, że wpadłeś. Inaczej bym musiał sobie obejrzeć jakiś kryminał.

Oglądałeś coś ostatnio ciekawego?

– „Lara Croft: Tomb Raider”. Takie sobie. – Sebastian teatralnie udał, że ziewa. – Ale Jolie piękna.

Wszystkie kobiety są piękne – mruknął lubieżnie Leon. Muszę cię wyciągnąć na coś lepszego. – Rozsiadł się.

Koniecznie! – Klasnął dwa razy w otwarte dłonie.

Przyznasz, że Angelina Jolie to uzdolniona aktorka?

Sebastian uśmiechnął się, cieszył się z czyjegoś towarzystwa tego wieczoru.

Czy ja wiem... – Pomyślał chwilę, a właściwie udał, iż się skupia. Tak naprawdę nie obchodziła go jakaś gra aktorska. – Nie wiem. Zwisa mi to. Bardziej patrzyłem na jej cycki. – Zachichotał i zerknął w stronę drzwi. – Idę zobaczyć, co u Patrycji.

Okej.

Leon odstawił na moment napój, aby zdjąć ze stóp adidasy. Sebastian wyszedł z salonu. Zajrzał do siostrzyczki. Widząc, że się obudziła, szlochając cicho, postawił szklankę na stole, a potem wziął dziecko na ręce. Posadził na nocniczku, a gdy dziewczynka się wysiusiała, sprzątnął i ją nakarmił łyżeczką bananową kaszką manną. Patrycja nie chciała już zasnąć po kolacji, więc wziął ją na ręce.

Wrócił do salonu i zobaczył, że Leon siedział grzecznie, zachowywał się taktownie. Jego kultura podobała się Sebastianowi. Brat Leona a kolega Sebastiana zapewne położyłby obie nogi na ławie. To luzackie zachowanie nie przeszkadzało Sebastianowi. Gdyby to był inny kolega, kazałby mu zdjąć te nogi, ale młodszy brat Leona był najlepszym przyjacielem Sebastiana, z którym miał naprawdę świetny kontakt.

Puszczę małej bajkę, obudziła się – oznajmił Sebastian.

Czeeeść. – Leon uśmiechnął się słodko i pomachał do dziewczynki, która zachichotała i mu odmachała. – Okej – dodał.

Sebastian posadził ją na pluszowym dywanie przed telewizorem, włączył jakiś kanał z bajkami, ale widząc, że nic nie leci z powodu późnej godziny, włączył laptopa, podłączył go do telewizora. W końcu z zadowoleniem stwierdził, iż Patrycja całkiem pochłonęła się przygodami o Teletubisiach. Usiadł obok przyjaciela. Dźwięk był na tyle głośny, by dziewczynka słyszała, ale na tyle cichy, by nie przeszkadzał w rozmowie.

Co słychać nowego? – zapytał Sebastian, z życzliwością patrząc na Leona, zgiął rękę w łokciu i podłożył ją sobie pod głowę.

W porządku. W markecie nie jest tak źle, jak myślałem. Szef wszystko mi wyjaśnił i powoli wdrażam się w nowe obowiązki – powiedział Leon, upił drugi łyk soku, w jego oczach świecił mu się zapał.

To już miesiąc, jak tam pracujesz?

Tak. Nie jest to szczyt moich marzeń, układanie towaru na półkach, siedzenie na kasie, ale... Bardzo się z tego cieszę.

Sebastian rozpromienił się, widząc szeroki uśmiech Leon.

Twój ojciec dalej pracuje w fabryce mebli?

No. Nieźle zarabia. Matka i bracia mogą spać na pieniądzach. – Leon przejechał dłonią po swym karku.

Dobrze, że ci się układa. A bracia? – Sebastian upił łyk wody, trzymając w drugiej ręce kubek.

Leon zachichotał i zerknął na grzeczną dziewczynkę przed nimi.

Wolą bujać w obłokach. Mają podniebne marzenia. – Spoważniał. – To znaczy, jeden już ukończył politechnikę i powoli szykuje się na to, by być pilotem. Ma odpowiednie kwalifikacje, dobre predyspozycje psychiczne, fizyczne, zna angielski. Ja mu kibicuję i bardzo podziwiam. Wziąć odpowiedzialność za pasażerów. Ale drugi... – Podniósł teatralnie oczy w górę, sprawiając komiczne wrażenie. – Chce polecieć w kosmos, na księżyc. I po co? – fuknął z typową dla siebie pogardą.

Daj spokój, ma dopiero trzynaście lat. To jeszcze dzieciak. Zmieni mu się.

Dzieciak, ale jaki bystry. I głodomór, je za nas trzech! – Leon popatrzył na młodego kolegę i przeczesał palcami swoje włosy. – Zazdroszczę mu tej błyskotliwości.

Każdy idzie w swoją stronę. No cóż, ja chyba spełnię życzenie ojca i zostanę nauczycielem WF-u.

Możesz się do tego nadawać... o ile wyciszysz swój charakter. – Zaśmiał się cicho, aczkolwiek na jego twarzy zamalowało się lekkie spięcie, jakby nie wiedział, jak zareaguje Sebastian.

To będzie właśnie dobra lekcja. Uspokoję się dzięki temu. – Sebastian przyjrzał się z ciekawością przyjacielowi.

Leon miał dwadzieścia dziewięć lat. Był człowiekiem o chudej sylwetce, ciemnobrązowych, szybko przetłuszczających się włosach oraz pociągłej, zarośniętej twarzy jak u drwala. Przenikliwy wzrok szarych oczu zdawał się z pozoru prześwietlać. Leon miał na sobie nieco wymiętą, zieloną koszulę w kratę z kołnierzykiem i czarne spodnie. Urodę mężczyzny można byłoby uznać za przeciętną, gdyby nie... choroba. Cierpiał na łuszczycę typu I; zmiany na skórze w postaci różowych, płaskich grudek pokrytych srebrnym, łuszczącym się naskórkiem nie wyglądały dobrze, widniały na łokciach, dłoniach, kolanach i stopach. Do tego nadmiernie się pocił; nieprzyjemny zapach zawsze próbował ukryć, pryskając się perfumami. Sebastian wielokrotnie podpowiadał, aby kolega poszedł z tym do lekarza, ale za każdym razem Leon uparcie protestował, twierdząc, że medycyna w niczym nie pomoże. Z drugiej strony narzekał, że nie ma powodzenia u kobiet, żadna go nie chce. I jak tu zrozumieć człowieka...

A co u ciebie, Seb? – Wygiął się lekko w prawo, a potem znów się wyprostował, podrapawszy się po nosie.

Sebastian ocknął się z myśli, spojrzał ukradkiem na Patrycję. Wydawała się być w innym świecie.

Nic, poza tym, że matka jest coraz szczęśliwsza – powiedział cicho, by przypadkiem go nie usłyszała, choć i tak niczego nie rozumiała z rozmów dorosłych.

Dalej się spotyka z tym gościem?

Mhm. Cieszę się bardzo, tylko że... – Przerwał, nie bardzo wiedząc, jak ma ubrać w słowa swój komunikat.

Leon zmrużył lekko oczy, jak zawsze, gdy był zaintrygowany jakimś tematem. Zerknął także mimowiednie na Patrycję, a potem na Sebastiana.

Co?

Sebastian zagryzł nerwowo swą dolną wargę, myśląc intensywnie, czy może podzielić się swoją intymną refleksją z przyjacielem. W sumie z nikim innym się nie przyjaźnił, Leon był mu najbliższy, tak samo jak jego młodszy brat. To właśnie dzięki temu koledze poznał Leona, który był starszy od Sebastiana o równe dziesięć lat i starał się doradzać w różnych sprawach. Płynęła od niego autentyczna serdeczność, więc Sebastian nie musiał się niczego obawiać. Ta różnica wieku w ogóle im nie przeszkadzała. Często się spotykali i uważali się za dobrych przyjaciół. Sebastian podziwiał inteligencję oraz zaradność Leona.

Na czwartym spotkaniu poszli do łóżka, matka mi to powiedziała wprost. Boję się, że on może ją skrzywdzić – wydusił z siebie nareszcie, po czym upił dwa łyki napoju.

Spojrzenie Leona stało się pełne wyrozumienia. Odstawił do połowy pełną szklankę na blat stołu. Nie znał osobiście tego mężczyzny, tylko z opowiadań młodego przyjaciela, więc nie mógł jednoznacznie wyrobić sobie o nim opinii.

Wiesz, niektórzy bzykają się już na pierwszym... – stwierdził, urywając wymownie i jednocześnie drapiąc się po swędzącej, zewnętrznej stronie dłoni. Przy łuszczycy często odczuwał lekki świąd. – Jaki on jest według ciebie?

Poznałem go, gdy zaprosiła go do nas na kolację i stwierdziłem, że to świetny kandydat na mężczyznę. Delikatny, czuły, wrażliwy, mądry. Może śmiało zapewnić bezpieczeństwo i miłość jej i Patrycji. A mała potrzebuje ojca... – Zaczął dwoma palcami, wskazującym i środkowym lewej dłoni zataczać kółeczka na swym czole, bo delikatnie rozbolała go głowa. – Ten seks mnie niepokoi. – Cicho westchnął.

A czy jest przystojny?

Sebastian zamyślił się na moment, patrząc cały czas na siostrzyczkę, aby ostatecznie pokręcić przecząco głową.

W ogóle. Taki przeciętny.

Leon nachylił się nieznacznie i pocieszająco pogłaskał go po ramieniu.

To dobrze. Więc nie masz czym się martwić. Seks nie zawsze się kojarzy z krzywdą, gwałtem, a może być wstępem do prawdziwej miłości. Znam jedną parę, zaczęli od ruchania na pierwszej randce, a skończyło się ślubem. Są szczęśliwi, świata poza sobą nie widzą. Nie wszyscy faceci to świnie – powiedział łagodnym głosem, a po chwili znów się podrapał po dłoni. – Nie znam się na związkach, ale próbuję coś doradzić – dodał żartem dla rozładowania atmosfery.

Sebastian mimowolnie uśmiechnął się subtelnie, a czując dotyk przyjaciela, w końcu spojrzał mu w twarz i skinął głową.

Dzięki. Masz rację. – Sięgnął po szklankę, z której upił troszkę soku, aby zatuszować swe przygnębienie.


Nachylił się lekko nad nią, aby nikt obcy go nie słyszał, jedynie Zuzanna siedząca naprzeciw. Złapał ją delikatnie za palec wskazujący i go lekko ścisnął, tak po prostu. Nie był władczym, agresywnym mężczyzną. Lubił dominować, lecz pozwalał, czasem, by to kobieta przejęła nad nim kontrolę.

– Wiesz, jesteś taka piękna szepnął ledwo słyszalnie. Zmrużył przy tym oczy, uśmiechając się uwodzicielsko. – Potrafisz rozpalić moje zmysły do czerwoności – dopowiedział, posyłając jej czarujące spojrzenie brązowych oczu, zaś po chwili znów swobodnie oparł plecy o miękki materac krzesła.

Przybliżyła się również nieco bliżej, by móc go idealnie słyszeć. Jego szept przenikał przez jej całe ciało od stóp, do głów. Lekko się zarumieniła i przełknęła ślinę, a następnie sama nieco oddaliła się, by móc zaczerpnąć świeżego powietrza, gdyż jego bliskość sprawiała, że automatycznie robiło jej się gorąco.

– Cieszę się twoimi słowami, nawet nie wiesz, jak bardzo. – Puściła mu dyskretnie oko i zaśmiała się.

Gerwazy podrapał się delikatnie po swoim policzku. Dziś rano się zgolił. Wziął kieliszek w dłoń, po czym zaczął nieznacznie sączyć whisky, wodząc swoim uważnym wzrokiem po twarzy Zuzanny. Trzymał kieliszek z autentyczną gracją, jakby właśnie do tego został stworzony, po czym odstawił go na blat stolika.

– Przydałby mi się relaks i to bardzo. Nawet nie wiesz, jak nerwy mną rządzą. Ciałem, umysłem. Chcę o tym zapomnieć i wiem, że w tym pomożesz. I masz rację, będzie to najlepsze. Myślisz, że łóżko w twoim pokoju nie ulegnie zniszczeniu? No wiesz, jakimś cudem, przypadki chodzą po ludziach... Poza tym, jesteś strasznie gorącym facetem i bardzo dobrze wiesz, jak na mnie działasz. Robisz to wszystko celowo, prawda? – mówiła bardzo dwuznacznie i nieco się z nim droczyła, dla zabawy i większego podsycenia atmosfery.

Wiedziała, że on zrozumie zamiary, a ktoś słuchający z boku może nie do końca wiedzieć. I o to jej chodziło. Wśród ludzi często mówiła dość okrężnie, żeby Gerwazy miał pojęcia o sensie jej zdań.

– Oj, myślę, że to łóżko wytrzyma nasze... igraszki – odparł jedynie i uniósł lewą brew lekko ku górze.

Jej twarz rozpromieniła się, a policzki nadal były lekko czerwone. Znów poczuła wzrost temperatury w swoim ciele i jedynie zagryzła dolną wargę. Pod stołem szturchnęła go lekko swoją stopą. Obrus był dość krótki, więc to jeszcze bardziej ułatwiało sprawę.

– Tak właściwie, dlaczego zaprosiłeś mnie do tego hotelu?

– Chciałem trochę urozmaicenia. Po prostu. – Patrzył jej prosto w oczy.

– Wspaniale!

Kiedy dostali w końcu swoje jedzenie, znów puściła mu oko i zabrała się za konsumowanie.

– Smacznego. I oby szybko nam poszło... – Ostatnie zdanie powiedziała naprawdę bardzo cicho, a stopą wyjętą ze swojego buta jeździła po jego łydce i kolanie.

Smacznego...

Posiłek minął im na przyjemnej niezobowiązującej rozmowie na temat spraw błahych i nieistotnych. Zuzanna zachwycała się cudownym, intensywnym smakiem przypraw dania, które właśnie jadła. Konsumowała dość szybko, ale za to z gracją i kulturą. Słuchała słów mężczyzny, sama coś od siebie dodając, przez co rozmowa kleiła się bez przerwy, a przy okazji nie wzbudzali podejrzeń. Ostatecznie włożyła stopę z powrotem do buta i skończyła jedzenie.

Gerwazy dopił swoją drugą porcję whisky do końca. Zapłacił za ich kolację, uważając, że to nie będzie nic złego. Nie mógł jednak w obecności ludzi dotykać Zuzanny, wolał zachowywać pełną ostrożność i dyskrecję. Mrugnął do niej okiem, jak zawsze, sugerując jej, aby oddała się mu. Kelner zabrał ich brudne talerze, a ona wytarła kąciki ust serwetką, wstała od stołu, udając, że szuka czegoś w torebce w momencie, kiedy Gerwazy poszedł już do swojego pokoju. Zaczął kierować swe spokojne kroki w stronę schodów. Poszedł do pokoju, który mieścił się na drugim piętrze. Droga ciągnęła się mu w nieskończoność, ale z każdym kolejnym krokiem czuł w żyłach płynącą adrenalinę.

Po paru sekundach Zuzanna wyjęła komórkę, symulując rozmowę oraz kierując się powoli w stronę pokoju mężczyzny. Była parę metrów za nim, wciąż udając, że intensywnie pracuje na swoim smartfonie. Wyjął z kieszeni czarnych spodni klucz, którym otworzył drzwi, a następnie je popchnął. Wszedł do środka, on pierwszą ją przepuścił, mierząc dyskretnym wzrokiem jej kształtne pośladki, które zakrywał materiał sukienki. Kiedy znalazła się w środku pokoju i usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, uśmiechnęła się pod nosem i schowała telefon, a torebkę postawiła na biurku.


Sebi, Sebi! – pisnęła Patrycja po czterdziestu minutach, pokazując paluszkiem na ekran telewizora.

Uśmiechnął się delikatnie.

Chcesz jeszcze bajkę?

Pokiwała ochoczo główką, patrząc na starszego brata świecącymi oczkami. Wstał i kliknął, by Teletubisie leciały dalej. Usiadł z powrotem na kanapie obok przyjaciela.

Nie umie mówić? – zaciekawił się Leon, obserwując z uwagą trzylatkę.

Umie parę słówek. Mama chodzi z nią do logopedy. Wierzę, że jeszcze się nauczy.

Na wszystko przyjdzie czas, spokojnie. To fajna dziewczynka. – W pośpiechu dopił do końca sok, po czym energicznie podrapał się po kolanie, jakby niewidzialny komar go ugryzł.

Kocham ją całym sercem. – Sebastian rozczulająco spojrzał na Patrycję ściskającą w rączkach różowego misia.

Chciałbym mieć siostrę... Nie musiałbym wtedy bić się z chłopakami o rower, zabawki, gdy byliśmy mali. To było beztroskie dzieciństwo...

Porozmawiał jeszcze z Leonem przez piętnaście minut, w tym czasie Patrycja przyszła i przytuliła się do brata. Pobawili się troszkę we trójkę misiem, chłopacy przeczytali po jednej bajce, aż mała zasnęła. O dwudziestej drugiej dziesięć Leon powiedział, że już musi iść. Sebastian odprowadził go do drzwi, w duchu ciesząc się, że przez tę godzinę się odprężył, choć nie za pomocą alkoholu.

Naprawdę myślisz, że matka nie będzie przez niego płakać? – szepnął na odchodnym.

Leon poprawił swój granatowy płaszcz, a potem ułożył obie dłonie na ramionach Sebastiana.

Ej, mówiłem ci, że będzie okej. Nie martw się na zapas. – Poklepał go po męsku po plecach.

No dobra. Dzięki za wszystko. – Objął go.

W razie czego zawsze możesz liczyć na mnie. – Leon uśmiechnął się.

Dzięki. Na razie.

Pa.

Leon szczelniej zaciągnął czapkę na głowę i wyszedł. Sebastian zamknął drzwi na klucz. Matka zawsze nosiła przy sobie swój. Przez moment zastanawiał się, jak ma przemówić koledze do rozumu, by wreszcie poszedł do lekarza. Przecież na łuszczycę pewnie były jakieś leki, antybiotyki... Najwidoczniej lenił się, nie miał czasu albo objawy jeszcze mu nie dokuczały.

Jest dorosły, wie, co robi”, pomyślał Sebastian z cichym westchnieniem, pokręciwszy zrezygnowany głową.

Poszedł do salonu, wziął dziewczynkę i zaniósł do pokoiku. Ostrożnie położył do łóżeczka, a potem postanowił coś zjeść.

Wszedł do kuchni i zajrzał do lodówki. Mini pizze z cukinii były najlepszą opcją, by poprawić sobie humor. W dzieciństwie jadał je z rodzicami. Doskonale pamiętał, jak na weekend tata szykował, podśpiewując sobie wesołą piosenkę. To były cudowne chwile. Już nie wrócą... Sebastian przez moment stał w bezruchu, ogarniony tęsknotą za ojcem, aż usłyszał swoje własne burczenie w brzuchu. Przygotował na początek sos pomidorowy. Do garnka wlał oliwę i delikatnie podgrzał starty czosnek. Dodał zmiksowane pomidory z puszki, łyżeczkę suszonego oregano, jedną drugą łyżeczki cukru oraz sól i pieprz. Gotował przez piętnaście minut pod uchyloną pokrywą, zaś pod koniec dodał kilka poszatkowanych liści bazylii. Piekarnik nagrzał do dwustu trzydziestu stopni, cukinię przyciął na końcach, pokroił na plastry o grubości jednego i pół centymetra, po czym ułożył je na blaszce do pieczenia. Doprawił solą, pieprzem i suszonym oregano. Posmarował sosem pomidorowym, jedną łyżeczkę na plaster, posypał po szczypcie tartego sera oraz po tartej mozzarelli. Dodał kawałeczki salami i posypał suszonym oregano. Wstawił do piekarnika. Piekł przez pięć minut, następnie przełączył na grilla i tak zapiekał siedem minut, aż dostrzegł, iż ser się lekko zrumienił. Wyjął i posypał posiekaną bazylią. Zrobił sobie gorącej herbaty i usiadł przy stole. W ciszy zjadł wszystko, dopił napój, który go rozgrzał od środka, a później sprzątnął po sobie, wkładając brudne naczynia do zmywarki. Nie był bałaganiarzem i zawsze starał się zostawiać po sobie porządek. Wytarł usta chusteczką, którą wrzucił do kosza.

Wszedł do pokoiku siostrzyczki i zajrzał do niej. Smacznie spała, więc zbliżył się żółwim krokiem do półki. Wlepił osowiały wzrok w książeczki dla dzieci, opierając się o jasnofioletową ścianę. Zaczął się głęboko zastanawiać nad matką i jej nowym mężczyzną. Jedna myśl nie dawała mu spokoju, ale nie zdążył się nią podzielić z Leonem. Do dziś spotykali się u niej w domu, kiedy Sebastiana akurat nie było, albo w małym moteliku na przedmieściach. Matka nigdy nie była u Gerwazego. Nigdy jej nie zapraszał. Dlaczego? Czyżby miał coś do ukrycia? Cokolwiek by to nie było, Sebastiana to niepokoiło. Ale może jednak Leon miał rację. Nie warto wyciągać pochopnych wniosków, skoro nic złego się nie wydarzyło.

Sebastian westchnął. Podszedł flegmatycznie, bez pośpiechu do łóżeczka, nachylił się, po czym patrząc uważnie w uroczą buzię Patrycji, wyszeptał:

Maleńka, przyrzekam ci, że jeśli skrzywdzi naszą kochaną mamę, ukatrupię go.


Patrzył na nią już czysto pożądliwie, miał do tego pełne, absolutne prawo, gdyż znajdowali się tam tylko ona i on. Mieli dla siebie cały pokój, nikt ich nie widział i nie mógł widzieć. Zamknął drzwi na klucz i przeszedł w głąb. Schował klucz do kieszeni spodni, po czym odwrócił się przodem do Zuzanny. Uśmiechnął się frywolnie, spoglądając na jej piersi. Podszedł do okna, zasłonił zasłony. Zgasił światło, a w pokoju zapanowała całkowita ciemność, którą tak uwielbiał i która nadawała atmosferze romantyczności, a może i nawet tajemniczości. Kobieta poczuła lekki dreszcz. Napięcie wciąż wzrastało, wraz z temperaturą. W środku, w jej ciele wszystko się gotowało i reagowało wręcz fantastycznie. Czuła, że zaraz wybuchnie, ale nie chciała okazywać tego tak od razu. Jego oczy po chwili przyzwyczaiły się do mroku, dlatego mógł się tutaj już swobodnie poruszać. Przyciągnął kobietę do siebie jednym mocnym ruchem, a w ten sposób ich ciała zaczęły się ze sobą idealnie stykać. Spojrzał jej głęboko w oczy, obserwując każdą reakcję. Serce zabiło mu nieco szybciej, zaś jego dłonie powędrowały na jej biodra, za które złapał i zacisnął lekko na nich długie palce.

Pragnę cię... – Zagryzła dolną wargę, kładąc swoje dłonie na kołnierzu od jego koszuli.

Posłał jej uśmiech ukazujący rząd białych, równych zębów.

Jej wzrok dopiero po paru sekundach przyzwyczaił się do całkowitej ciemności i dopiero teraz mogła ujrzeć rysy sylwetki jak i twarzy, w pełni. Czując jego palce na swych biodrach, automatycznie przysunęła się jeszcze bardziej, a dłońmi delikatnie rozpinała guziki koszuli, od góry, do dołu, bardzo opieszale. Mruczała przy tym, stając na palcach, by choć trochę wyrównać się ze wzrostem kochanka. Kiedy w końcu całkowicie rozpięła jego koszulę i zsunęła ją z ramion na sam dół, pod ich nogi, zaczęła go namiętnie całować. Odwzajemniał jej pocałunki, wprost oszałamiające. Oddechy wraz z językami łączyły się w pełnym łapczywości pocałunku. Prawa dłoń kobiety chwyciła Gerwazego lekko za kark. Druga dłoń drapała go z góry na dół po ramieniu. Wreszcie partnerka pchnęła go na łóżko i usiadła okrakiem na jego kolanach. Sukienka zdążyła dawno podwinąć się do jej pępka. Mężczyzna oddychał coraz ciężej, oczy mu się zaświeciły z niecierpliwości, czekając na to, co się za chwilę stanie. Czuli, jak pożądanie wprost rośnie, a w pokoju panuje duszność.


Poszedł do salonu. Otworzył barek. Dwie puszki piwa to była pierwsza rzecz, na którą spojrzał. Rzuciły mu się od razu w oczy i teraz nie mógł wyprzeć ich z pamięci. Musiał ugasić w sobie ten niepokój. Starał się myśleć pozytywnie, ale coś mu podpowiadało, iż ten gość sypiający z jego matką, nie ma dobrych zamiarów.

Sebastian nie chciał snuć domysłów, ale coś tu było nie tak.

Ewidentnie.

Wyjął dwie puszki. Podszedł do stołu. Zerknął na tykający zegar na ścianie. Dochodziła dwudziesta trzecia dwadzieścia. Mała śpi, już nie będzie dokazywać, noce i tak często dobrze przesypia, więc co mu szkodzi się napić. Korciło go, bardzo go korciło. Chciał mieć wolną głowę od obaw, bynajmniej niczym się nie przejmować. Otworzył puszkę, która wydała lekki syk, a następnie upił pierwszy łyk. Drugi, trzeci. Odetchnął głośno. Tego właśnie potrzebował. Chwilki zapomnienia.

Poszedł do pokoju dziecięcego. Patrycja dalej spała. Usiadł ociężale na kanapie. Zaczął wolno sączyć. Cholera, dlaczego teraz spotkali się w eleganckim hotelu, a nie w tym moteliku, jak do tej pory? Przymknął oczy, dalej pijąc. W końcu w ruch poszła i druga puszka, a potem nawet whisky. Nie kontrolował się. Chciał czymś innym zaprzątnąć sobie głowę. Co będzie to będzie, matka jest dorosła i sama musi sobie poradzić. Przecież on nie będzie zakazywał jej spotkań. Równie dobrze ona też mogła zabraniać mu spotkań z pięknymi laskami.

Miał nadzieję, że ta znajomość okaże się dobra.

Połączenie obu alkoholi sprawiło, iż Sebastian poczuł się rozluźniony. Niczym się nie przejmował. Wtem dopadła go duża senność. Zdążył się przykryć kocem, położyć. Zasnął twardym snem, z którego nic nie było w stanie go obudzić.


Gerwazy podniósł się do pozycji siedzącej, chwycił mocno w swe silne dłonie drobną twarz kochanki, po czym na zakończenie, pocałował ją z chciwą pasją. Patrzył przy tym jej w oczy, a następnie jego ciało bezwładnie opadło na plecy. Kiedy kobieta wylądowała obok niego, milczał, uspokajając swe rozszalałe serce oraz nierówny oddech. Zasapani, spoceni, musieli ochłonąć. Czuła się naprawdę swobodnie, kobieco. Jego towarzystwo zawsze wychodziło jej na dobre. Nie była jednak egoistką, nie patrzyła na swoje wygody.

Leniwie przewróciła się na bok, by móc spojrzeć na mężczyznę. Wzrokiem skrupulatnie analizowała jego twarz, a najbardziej usta i tęczówki. Dłonią dotknęła jego dłoni, gładząc ją z finezyjnością. Lubiła okazywać mu swoją wrodzoną czułość.

Przez jej głowę zaczęło przebiegać stado różnych myśli na sekundę. Myślała o nim, o sobie, o swojej przyszłości, jak i dalszym życiu, które niezwłocznie biegło dalej. Była typową pracoholiczką, sukces stawiała czasem nawet ponad siebie i swoje możliwości. Wolała nie spać całą noc, niż zostawić coś na później. Taki miała charakter. Lecz kiedy tylko Gerwazy pojawił się w jej życiu, zaczął odrywać ją od codziennych, monotonnych obowiązków i przyzwyczajeń. Była mu za to bardzo wdzięczna. Uczynił jej życie bardziej kolorowym, ciekawszym i pełniejszym różnych atrakcji. Nawet zwykły spacer, ale w jego obecności, był ogromnym powodem, by się uśmiechnąć i żyć dalej.

Swoimi smukłymi palcami nadal jeździła po skórze kochanka. Od dłoni, przeniosła się na policzek. Całościowo położyła się na mężczyźnie, jednym ruchem zakrywając cienką kołdrą ciała. Wzdychała pod nosem, opuszkami palców badając każdy zakamarek oblicza. Kciukiem zahaczyła o dolną wargę, którą zaraz delikatnie ucałowała. Dopiero po jakichś pięciu minutach Gerwazy odwrócił powoli swoją głowę w lewą stronę, a jego zmęczone spojrzenie napotkało równie zaróżowioną twarz Zuzanny.

Pewnie musisz jutro wstać, hm? Nie lubię przedłużać wieczorów swoimi nudnymi opowiadaniami, albo po prostu wypowiedziami. Chociaż nie ukryję, chciałabym jeszcze rano skoczyć z tobą pod prysznic. – Zaciągnęła się zapachem jego ciała, wtapiała się w niego, jak i w to łóżko, czując się niczym w niebie.

Tak – szepnął jedynie.

Chcę ci coś powiedzieć... – zaczęła mówić, ale w tym samym momencie zobaczyła, że i on otwiera wargi.

Ja też. – Zaśmiał się cicho. – Ty pierwsza.

Uniosła swoją głowę, a końcówki włosów zaczęły drażliwie łaskotać go po kawałku ramienia i obojczyka.

Nie, ty. – Poszerzyła swój uśmiech z tego zabawnego momentu.

Ty – powiedział łagodnie, uniósłszy zaciekawiony brew.

Z lekko rozchylonych warg wydobyło się ciche westchnięcie z jej strony. Położyła głowę na jego torsie, tym samym nieco się zniżając. Było jej tak bardzo wygodnie i miała nadzieję, że jemu także.

Dobra. – Wzięła kolejny oddech, tym razem, aby ułożyć sobie w głowie to, co chciała przekazać. Spojrzała mu głęboko w oczy, ujęła powoli dłonią jego policzek. – Gerwazy... Kocham cię. Jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie.

To wyznanie wprawiło go w szok.

Prawdę mówiąc, gdzieś w głębi duszy podejrzewał, że może kobieta zacznie żywić do niego jakieś uczucia, ale sądził do ostatniej chwili, iż otwarcie powiedzieli, na czym ma polegać ich relacja. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, tym bardziej że w głowie chciał powiedzieć to, co zamierzał od paru dni.

Zuzo...

Zakochałam się w tobie, rozumiesz? Dużo rozmawialiśmy, tyle razy się kochaliśmy, byłeś we mnie... – mówiła łagodnym głosem, głaszcząc kciukiem szorstką skórę jego policzka.

Odsunął wymownie twarz od niej, pokazując w ten sposób swą niechęć. Zrozumiał, że ona myli seks z miłością. Postanowił to już skończyć. Szkoda, że w takich okolicznościach. Patrzył jej nieustannie w oczy.

Przepraszam. Ja... musisz coś wiedzieć. – Zaczerpnął głęboko powietrza, podrapawszy się po brodzie. – Jestem dilerem narkotyków. Kiedy wieczorami nie mogliśmy się spotkać, handlowałem na ulicach marihuaną, ziołami i innymi. Tydzień temu mój były kumpel mnie zobaczył i zaczął mnie nękać. Wysyłał anonimowe wiadomości z szantażami, że albo zrezygnuję z handlu, albo naśle policję. Nachodził w domu. Nie spotykajmy się, wtedy ty, Patrycja i twój syn będziecie bezpieczni. Nie chcę, żeby do ciebie dotarł, on albo jego koledzy, nie chcę, żeby coś wam się stało – oznajmił z powagą, w jego oczach dało się zauważyć przejrzysty, autentyczny smutek.

To... niemożliwe – szepnęła zdruzgotana tą sensacyjną wiadomością, a jej oczy się automatycznie rozszerzyły.

Prędko wstał. Podniosła się także, stając obok łóżka, i, całkiem naga, śledziła zaskoczona wzrokiem, jak mężczyzna zdejmuje zużytą prezerwatywę, a potem chowa ją do spodni i się ubiera. Jej dolna warga zaczęła się trząść, a twarz pobladła.

Pomogę ci. Na pewno jest jakieś wyjście. – Kobieta zaczesała gorączkowo palcami swoje długie, rozczochrane włosy barwy cytryny. – Możemy gdzieś wyjechać razem. O, uciekniemy za granicę – mówiła szybko, a poczuwszy, jak nogi stają się miękkie, usiadła ciężko na brzegu łóżka.

Gdy bez słowa się ubrał, odwrócił się przodem do niej.

Nie. To zbyt trudna sprawa i sam muszę sobie z tym poradzić... Chcę dla was dobrze, bardzo zależy mi na tobie, więc musimy się rozstać. Nie dzwoń i nie pisz już do mnie – powiedział stanowczym głosem nieznoszącym sprzeciwu, patrząc jej hardo w oczy. – Żegnaj – dodał szeptem.

Wyszedł z pokoju, a później z hotelu. Szybkim krokiem przeszedł na parking, mijając nocnego spacerowicza z psem. Po chwili wsiadł do swego samochodu. Oparł głowę o zagłówek fotela i przymknął oczy, chcąc się uspokoić. Zapiął pas i ujął dłońmi kierownicę. Wiedział, że wypił, ale chciał zaryzykować. Nie mógł wrócić taksówką, to by było zbyt ryzykowne. Włączył silnik i odjechał.

Była zbyt wstrząśnięta, by za nim wybiec. Jej nogi wrosły w podłogę i z wrażenia nie mogła się ruszyć. To, co się wydarzyło, sprawiło, iż poczuła się żałośnie beznadziejna i nikomu niepotrzebna. Została oszukana. Mąż zmarł w wyniku zapalenia płuc, a ona to bardzo przeżyła. Ta rana stawała się coraz mocniejsza i nie do zniesienia, lecz kobieta jakoś ją zabliźniła, uspokoiła. Teraz otrzymała cios prosto w serce, które po zagojeniu, zaczęło znów krwawić, tym razem z większą obfitością.

Ubrała się i wyszła z pokoju hotelowego. Zdołała zamówić sobie taksówkę, do której wsiadła. W jej głowie panował siarczysty chaos. Przełykała bezgłośnie łzy. Taksówkarz nie zwracał na nią uwagi, nie dopytywał, co się stało, czemu kobieta płacze, chociaż we wstecznym lusterku widział, w jakim była stanie.

Kiedy już dotarła do swego mieszkania, nie odzywała się, aby przypadkiem nie zbudzić dzieci. Rozebrała się, czując, jak jej ręce się trzęsą. Cisza i rozczarowanie dzwoniły jej w uszach. Poszła do salonu, lecz nikogo tam nie było. Poszła do pokoju córeczki i ujrzała śpiącego na kanapie syna. Na stole stała pusta szklaneczka i butelka po whisky, a na podłodze dwie puszki piwa. Nawet nie próbował tego ukryć. Podeszła do niego niespiesznie, spojrzała mu prosto w twarz. Spał twardo. Z zamkniętymi oczami wyglądał jak słodki chłopiec, a miał już dziewiętnaście lat.

Westchnęła niczym osoba, która musiała nieść na barkach tysiąc kłopotów. Nie była na niego zła, bo skupiała się tylko na własnej rozpaczy. Odwróciła się, rozglądając. Przystanęła przy drzwiach balkonowych, smętnie na nie spoglądając. Wtedy w jej umyśle zrodziła się myśl, tak silna i nieprzezwyciężona, że Zuzanna Sód nie mogła się jej już pozbyć. Nie chciała patrzeć na Patrycję, gdyby ją zobaczyła, mogłaby zmienić zdanie.

A tak... Zrobię to”.

Otworzyła drzwi, a podmuch zimnego, mroźnego powietrza dostał się do pomieszczenia. Weszła na balkon i zamknęła niemal cicho za sobą drzwi. Leniwie zbliżyła się do balustrady. Stąd rozchodził się widok na pola. Zerknęła niepewnie w dół, chwytając się kurczowo poręczy obiema dłońmi. O tej godzinie, o trzeciej w nocy chodniki świeciły pustkami. Łzy na nowo spływały jej po rozdygotanych policzkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis [szablonarnia]