5.08.2021

Rozdział jedenasty

 Wszyscy mamy sekrety

Rozdział jedenasty



Przeszłość

11 lipiec 2009 r.

Siedział bezczynnie na pryczy, zamknięty w celi. W głowie kłębiły mu się chaotyczne myśli, które były niemym, rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Sam nie wiedział, dlaczego i jak to się wszystko potoczyło, iż trafił za kratki, czekając na wyrok. Policjantka oskarżyła go o morderstwo, a on jedynie powiedział prawdę, za co grozi mu dwadzieścia pięć lat. To bardzo dużo, bał się swojej niepewnej przyszłości, czy wytrzyma psychicznie i fizycznie w więzieniu, bowiem miał słaby charakter, można było nim śmiało poniewierać. Kiedyś koledzy w szkole śmiali się z niego, iż był „miękką fają”, w czym mieli sporo racji. Nie potrafił sam się obronić, nie potrafił oddać, krzyknąć, poskarżyć się komuś dorosłemu. Dokuczali mu, robili różne psikusy. A teraz? Nabrał już twardszego charakteru, zmienił się, aczkolwiek wciąż brzydził się przemocą, nawet by muchy nie skrzywdził, a co dopiero młodziutkiej nastolatki... Okazało się, że mówienie prawdy przyniosło mu zgubę, ale czy gdyby skłamał, byłoby lepiej? Czy wtedy inaczej wyglądałaby jego sytuacja? Ciężkie westchnienie wydobyło się z jego piersi. Zacisnął dłonie w pięści, aż mu kłykcie zbielały. Osaczyła go przeszywająca ochota, aby wrzeszczeć, walić rękoma o ścianę. Nic by to nie dało, a przyniosłoby odwrotny skutek. Spuścił głowę, wpatrując się obojętnym wzrokiem w podłogę. Postanowił zająć myśli czymś innym.

Niespodziewanie przypomniało mu się spotkanie z pewnym dzieciakiem...


Andrzej Piwoński

3 maj 2009 r.

Tego niedzielnego ranka jak zwykle wstałem, ubrałem się, zjadłem śniadanie i wypiłem kawę na dobry początek dnia. Moje życie było bardzo barwne, lubiłem sobie wypić, balowałem na imprezach i prawie codziennie lądowałem w łóżku z inną kobietą, którą poznawałem w parku albo przez Internet. Byłem jak wolny ptak. Wtenczas żadnych planów nie miałem. Postanowiłem wykorzystać swój wolny dzień i pojechać na spacer, przy okazji trochę sobie dorabiając, sprzedając balony. Zaparkowałem auto w centrum, z bagażnika wyjąłem kilkanaście sztuk kolorowych balonów i ruszyłem przed siebie. Stanąłem na dużym placu Zamkowym, na sznureczku w powietrzu wisiały różne zwierzaki. Dodatkową atrakcją był fakt, że potrafiłem wykonać na poczekaniu, co tylko dziecko zechce; pieska, żabę, karabin... Słońce pięknie świeciło na błękitnym niebie. Wyciągnąłem z małej, podręcznej torby przewieszonej przez ramię butelkę wody, upiłem trzy małe łyki, postawiłem butelkę na ziemi. Dokoła ludzie siedzieli na ławkach, niektórzy dokarmiali gołębie, inni tylko przechodzili. Z oddali dobiegały dźwięki gitary i śpiew. Kilkoro rodziców kupiło dzieciakom moje baloniki, które, nieskromnie mówiąc, robiły furorę wśród najmłodszych.

Nieoczekiwanie podszedł do mnie chłopiec, którego widywałem dosyć często na tym placu, jak się przechadzał.

Dzień dobry odezwał się po raz pierwszy.

Dz-dzień... do-dobry odpowiedziałem z serdecznym uśmiechem.

Mogę się przysiąść?

Hm... O-oczy-oczywiście.

Poprawił spodenki poplamione z prawej strony i usiadł obok. Spojrzał na mnie badawczo.

Ma pan żonę? – wypalił prosto z mostu.

Nie zdawał sobie sprawy, jak wielką lawinę mógł wywołać swoją dziecinną śmiałością. Zaskoczony uniosłem brwi ku górze, choć może nie powinien się dziwić, bo dzieci takie są. Ciekawskie. Zerknąłem na niego spode łba niczym groźny pies na niewinnego kotka.

Nie... nie i-inte-interesuj s-się burknąłem, gdyż nie lubiłem prywatnych pytań.

Zaraz jednak przywołałem na twarz lekki, ale fałszywy już uśmieszek. Zacząłem przyglądać się w zaciekawieniu temu chłopcu. Zaskoczony nieco odpowiedzią zmarszczył czubek nosa, nadymając przy tym policzki. Mimo chwilowej, niemiłej atmosfery uśmiechnął się.

Czyli pan nie ma podsumował śmiało temat.

Nie skomentowałem. Nie czułem takiej potrzeby. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że dziecko jest samo i nikt z dorosłych do nas nie podchodzi, nikt go nie nawoływał. Podniosłem głowę i rozejrzałem się powoli w poszukiwaniu rodziców.

Je-jesteś tu... s-sam? G-gdzie two-twoi r-rodzice? Uważnie popatrzyłem na niego.

Skinąłem w tym momencie głową na powitanie przechodzącemu koledze. Znów spojrzałem na chłopca.

W domu, odrobiłem pracę domową i mama pozwoliła mi wyjść. Chciałem panu potowarzyszyć, żeby nie siedział pan sam. Widuję pana tutaj zawsze samego. Nie przeszkadza panu, że nikt z panem nie rozmawia?

To... to mi-miło z... z t-two-twojej s-strony. Nie, nie... nie p-przeszkadza, j-ja cza-czasem lubię po-pobyć s-sam.

Taka odpowiedź najwyraźniej zadowoliła chłopca. Nachylił się do mnie, aby mi się dokładniej przyjrzeć.

Czemu pan tu siedzi? Poszerzył swój uśmiech, odsłaniając białe zęby.

Odwróciłem od niego głowę, gapiąc się w szyld baru znajdującego się przed nami. Przeczesałem palcami prawej dłoni swoje brązowe włosy, usiłując się skupić. Spojrzałem uważniej na chłopca, jakbym chciał prześwietlić go na wylot, poznać najgłębsze myśli.

S-sprzedaję ba-balony. W tej właśnie chwili zamilkłem, bo uświadomiłem sobie, że nie mam zamiaru się tłumaczyć dłużej, szczególnie iż mówienie sprawiało mi trudność.

Spojrzał w górę na baloniki, w jego oczach dostrzegłem chwilowy przebłysk ożywienia, potem zerknął z ukosa na mnie.

A dlaczego pan się tak jąka? – Prędko zmienił temat, przeskakując ze zwinnością z jednego na drugi.

T-taki si... się ju-już u-urodziłem. – Wzruszyłem niedbale ramionami.

A czy podoba się panu jakaś dziewczyna?

Znów mnie zaskoczyło, że nie czuł żadnego zawstydzenia. Uniosłem nieco brew. Naprawdę nie znał granicy taktu. Powinienem coś odburknąć, krzyknąć, aby się wynosił, udać, że jestem wielce zajęty robieniem balona, albo sobie pójść, lecz nie chciałem być opryskliwy. Przecież to tylko niewinny chłopiec i co szkodzi z nim chwilkę pogadać?

No... no c-cóż... N-nie.

Mógłby pan zrobić kwiatka dla swojej dziewczyny, gdyby pan ją miał.

O-owszem – stwierdziłem rozbawiony i mrugnąłem okiem.

Cicho się zaśmiałem. Zawtórował mi, w jego twarzyczce błyskała promienista radość.

Ma pan jakieś ulubione miejsce?

T-to. Cz-często tu przy-przychodzę.

T-tak jak ja.

Skinąłem tylko głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Zapadła cisza. Otworzył szerzej oczy, w momencie, kiedy minęła nas moja dobra, ładna koleżanka... a właściwie kochanka. Podeszła i, ignorując dziecko, posłała mi jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów.

Cześć, Andrzejku – zaszczebiotała słodko.

H-hej.

Spoglądnęła niepewnie na chłopca, jak gdyby nie oczekiwała, ktoś będzie mi towarzyszył, a później nachyliła się do mnie i wyszeptała mi do ucha zmysłowym głosem, aby nie usłyszał:

Przedwczoraj było bardzo miło... musimy to kiedyś powtórzyć. – Zagryzła swą dolną wargę w seksownym geście.

Musiałem się powstrzymywać, żeby nie patrzeć na jej krągłe piersi ukryte w ciasnej, przylegającej do ciała, czerwonej sukience. Nie miała stanika, mogłem być tego pewien. Sutki prześwitywały przez cienki materiał. Musiałem się pilnować, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Zdecydowanie wolałem te balony, które można było złapać, wycałować... Przeniosłem zaraz wzrok na jej twarz.

C-cu... cudownie, n-nie ty-tylko m-miło. Na... na p-pewno. Z-zdzwo... zdzwonimy s-się? – odparłem natychmiast wyraźnie ucieszony.

Jasne. Wiesz, gdzie mieszkam. – Mrugnęła do mnie zalotnie.

Zaśmiałem się. Obserwowałem, jak odchodziła, kołysząc biodrami na boki, na jej tyłek, pewnie robiła to celowo, by się ze mną podroczyć. Popatrzyłem na milczącego chłopca. Z jakąś dziwną zazdrością oglądał tę scenę, zaciskał rączki w pięści, a usta w wąską kreskę. Zmarszczyłem prawą brew.

To dziecko było takie odważne, niczego się nie wstydziło. I na dodatek było samo. To mnie zadziwiało.

Ma-mama na... na pe-pewno c-cię nie... nie szu-szuka? zapytałem znienacka.

Potrząsnął gwałtownie, głową, która wyglądała omal, jakby miała mu odpaść od reszty tułowia.

Nie! zaprzeczył dość ostro, piskliwie, zakaszlał cichutko, a potem dopowiedział ze spokojem: – Wujek widzi mnie z okna, mieszkam niedaleko. Może zechce pójść pan do nas na herbatę? – powiedział rezolutnie i zamilkł, nagle uświadamiając sobie, co właśnie zrobił.

Tym razem lekko pokiwał głową na boki, jakby może pragnąc cofnąć swoje słowa i speszony podniósł się z ławki, mierząc moją twarz. Zmieszałem się lekko i zaraz posłałem mu jeszcze jeden, uroczy uśmiech.

N-nie... niestety nie. Nie... nie z-znam t-twojego wu-wujka i n-nie wy-wypada... wypadałoby t-tak... w-wiesz, o-odwiedzić t-tak po... po p-prostu w-was o-odwiedzać – odpowiedziałem, siląc się na spokój, ale zaczynał już działać mi porządnie na nerwy.

Na moment obaj zamilkliśmy. Atmosfera w powietrzu natychmiast zgęstniała.

Ma pan rację. Było mi bardzo miło pana poznać.

M-mnie t-także... Do... do wi-widzenia. – Posłałem mu delikatny uśmiech i otaksowałem go wzrokiem, gdy pobiegł, zniknął z pola widzenia.

W ciągu kilku minut udało mi się sprzedać kolejne dwa balony dzieciom, które naciągnęły rodziców. Zrobiłem zwinnie dla chłopca żółtą żyrafę, a dla dziewczynki różowego motylka. Takie skręcanie sprawiało mi frajdę. Zarobiłem dwadzieścia złotych. Już miałem iść, kiedy zobaczyłem tego samego, zziajanego chłopca, z którym gadałem wcześniej. Podbiegł do mnie.

Z-zgu... zgubiłeś c-coś? zagadnąłem z ciekawością, unosząc nieco lewą brew ku górze, a następnie upiłem trzy łyki wody.

Odetchnąłem błogo, odstawiłem butelkę i znów moje uważne spojrzenie powróciło do dziecka.

Raz jeszcze przesunął spłoszonym wzrokiem po rozłożystych drzewach, a potem spojrzał na mnie. Najpierw pokiwał głową na boki, ale zaraz potem przytaknął z malującym się na jego rozchylonych od ciężkiego oddechu ustach uśmiechem.

Znalazł pan moje zdjęcie? Zbliżył się bardziej i wpatrywał się we mnie z jakąś niepokojącą przenikliwością.

S-słucham? – spytałem zdziwiony.

Był pan na nim z mamą. Uśmiechała się i wyglądała na szczęśliwą, a pan trzymał jej rękę na brzuchu. Jest pan moim tatą, prawda? – Przerwał na chwilę, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Chwilowy przebłysk jego radości sprawił, że chłopiec zbliżył się. – Mieszkam z wujkiem. Mama nigdy mi o tobie nie mówiła, dopiero niedawno znalazłem zdjęcie i przypomniałem sobie, że gdzieś cię widziałem. Jesteś podobny do mnie. Wrócisz ze mną do domu? Do mnie i mojego wujka? Jak dorosnę, będę z tobą pracował i pomagał ci we wszystkim. Wujek jest wspaniały, na pewno cię polubi. Mama cię kochała. Gdy czasami mówiła mi o tobie kiedyś, przed tym, jak znalazłem to zdjęcie, się popłakała. Ona tęskniła za tobą i chociaż umarła, na pewno wybaczy ci, wiem to. Przerwał swoją nieskładną, długą wypowiedź, jednak zanim dostałem czas na odniesienie się do słów, znowu się uruchomił. Kochała cię... Niestety, nie ma jej już, ale gdyby wiedziała o tobie, przyszłaby tu. Zawahał się, na jego policzkach pojawiły się rumieńce. – Przyjdź jutro. Wujek zrobi ciasto i herbatę, a potem będziemy długo rozmawiać. Kolejny raz przerwał, bo wiatr obił o jego nogę, jak się okazało, zdjęcie. Podniósł je. Rozwinął zgięty obrazek i przyjrzał się mu. To ty... pan, prawda? W ostatnim akcie desperacji wyciągnął małe rączki w moją stronę i pokazał mi zdjęcie niemal z poważną miną.

Słuchałem monologu, a zaskoczenie coraz bardziej odbierało mi mowę. Wziąłem zdjęcie i przez dłuższy czas w milczeniu na nie patrzyłem. Rzeczywiście, byłem na nim z kobietą, ale było to niewyraźne zdjęcie, więc nie mogłem rozpoznać jej twarzy, której zasłaniał dodatkowo jakiś cień.

Podniosłem poważny wzrok na chłopca.

T-two-twoja m-mama by-była d-wa ra-razy... u... u... m-mnie w d-domu i po... po p-prostu z-zrobiła so-sobie ze... ze m-mną z-zdjęcie. K-ktoś je... je n-nam z-zrobił. Nie... nie z-znaliśmy s-się, w-widywaliśmy... s-się do-dosyć r-rzadko. T-to... ty-tylko m-moja z-znajoma – skłamałem gładko, a tak naprawdę nie wiedziałem, kto to w ogóle był, nie pamiętałem, kiedy i gdzie zrobiono tę fotografię. Musiałem wtedy chyba nieźle się uchlać i urwał mi się film. Cicho westchnąłem. – N-nie je-jestem t-twoim t-tatą. P-przy... przykro m-mi – wypowiedziałem to zgodnie z prawdą łagodnym głosem.

Usłyszawszy to, łzy zaczęły napływać mu do oczu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Najwidoczniej wszystkie jego marzenia raptem uleciały.

Myślałem... myślałem, że... – Nie mógł dalej mówić, szloch ścisnął go za gardło, więc poddał się, zaczynając cichutko chlipać.

Stałem nieruchomo w miejscu, spoglądając na szyld baru i drapiąc się po policzku. Zastanawiałem się gorączkowo, czy mogę coś uczynić. Historia tego biednego dziecka naprawdę mnie poruszyła i nie chciałem być obojętny na jego los. Ale jednak nie mogłem. Jego matka już nie żyła, a gdybym poszedł do wujka porozmawiać, ten pewnie by mnie wygonił. Przecież byliśmy kompletnie obcymi sobie ludźmi. Pewnie znalazłoby się jeszcze jakieś rozwiązanie, ale... A co, jeśli to tylko bujna wyobraźnia? Przecież mały mógł wszystko zmyślić, byleby tylko być w centrum zainteresowania. Dzieciakom różne błahe głupstwa przychodzą do głowy. Nie chciałem wmieszać się w cudze sprawy.

Wtedy, zupełnie niespodziewanie o czymś pomyślałem.

Spojrzałem na zapłakaną buzię.

N-nie... niestety nie m-mogę ci... ci p-pomóc, a-ale... d-dam ci ma-małą pa-pamiątkę. Do-dostałem go... go od r-rodziców, g-gdy b-byłem ma-mały. P-przy... przyniósł m-mi d-dużo sz-szczęścia, t-to i to-tobie te-też p-przyniesie – powiedziałem aksamitnym tonem głosu, po czym wyjąłem ze swej torby figurkę białego aniołka ze skrzypcami i wręczyłem chłopcu, który go wziął i zaczął z zaciekawieniem oglądać.

Płacz momentalnie ustał, a w oczach mignęło wzruszenie.

Dziękuję panu bardzo – szepnął malec i przytulił się do mnie.

Również go objąłem instynktownie i pogłaskałem po krótkich, gęstych włosach. Po chwili pierwszy wyswobodziłem go ze swych objęć, a on ponownie spojrzał na mnie z dołu. Zaczął jak zahipnotyzowany wpatrywać się w moją twarz, jakby chciał zapamiętać dokładnie wszystkie jej rysy, ocknął się, dopiero gdy chrząknąłem znacząco i nieco się odsunąłem. Nie chciałem dłużej już tracić cennego czasu na rozmowy z tym dziwnym dzieciakiem.

M-muszę ju-już i-iść. T-trzymaj s-się. – Uśmiechnąłem się delikatnie.

Zrobił rozczarowaną minę, ale tylko kiwnął głową. Milczał, kiedy chwyciłem torbę i zacząłem iść przed siebie.

Było to nasze ostatnie spotkanie.


10 czerwiec 2002 r.

Wszedł do parku powolnym krokiem, kierując się do jego centrum, gdzie znajdowała się fontanna. Nie było zbyt dużo ludzi, różne osoby mijały mężczyznę na alejce. Zbliżając się do fontanny, przystanął przy jednej z ławeczek, rozglądając się dookoła. Zauważając jakąś kobietę, która, było widać na pierwszy rzut oka, jaka jest smutna, powolnie ruszył w jej kierunku, wyciągając przy tym chusteczkę z kieszeni garnituru.

– Proszę. – Podał jej, uśmiechając się ciepło, dodając w tym momencie odrobinę otuchy. Wszystko w porządku?

Wytarła powoli swoje mokre od łez policzki. Wzięła głęboki wdech dla uspokojenia i zatrzymania swoich łez. Odwróciła twarz w jego kierunku.

– T-tak. Przepraszam szepnęła ledwo dosłyszalnie. Chrząknęła lekko, aby głos mógł zabrzmieć wyraźniej i lepiej słyszalnie. Popatrzyła prosto w oczy mężczyźnie, postanawiając się szczerze wytłumaczyć, co jej szkodziło? – Tak... Po prostu mam gorszy dzień. – Przerwała Zuzanna Sód, by się zastanowić i nieoczekiwanie poczuła potrzebę wytłumaczenia się z pierwszego, dość może dziwnego spotkania. – Mój syn ma dziewiętnaście lat i czasem sprawia mi kłopoty. Ostatnio pobił swojego kolegę, ale na szczęście okazało się, że to był wielki szum o nic. Założyli im kilka szwów na brwiach, a mój syn ma stłuczony nos. Ależ ja się wystraszyłam. Pierwszy raz napędził mi takiego stracha. – Ton jej głosu nieustannie wyrażał przygnębienie.

Już więcej tak nie zrobi, każdy ma prawo do błędów. Trzeba być dobrej myśli. – Chociaż jej nie znał, starał się jakoś podnieść na duchu.

Skinęła nieznacznie głową, patrząc mu w oczy, a potem zlustrowała go uważnie.

Miał smukłą sylwetkę, ciemne włosy przyprószone siwizną, gładko ogoloną twarz oraz błękitne, wnikliwe oczy. Jego żółta w kratę, idealnie wyprasowana koszula idealnie komponowała się z jasnoszarymi spodenkami.

Kobieta uśmiechnęła się prawym kącikiem ust. Nagle do głowy przyszła pewna, zabawna myśl.

– Czy każdej kobiecie na ulicy podaje pan chusteczki? zapytała nieco żartobliwie, chcąc jakoś rozweselić tę smutną wiszącą w powietrzu atmosferę.

Roześmiał się. Pokręcił głową przecząco i uśmiechnął się do niej szczerze.

– Nie, tylko dla tych, które tego potrzebują.

Zaśmiała się również.

Spojrzał na zegarek na nadgarstku, nie było jeszcze aż tak późno. Nie był pewny, czy to dobry pomysł, w końcu kobieta mogła sobie wcale nie życzyć dalszego towarzystwa, ale w takiej sytuacji lekko roztrzęsiona nie powinna być sama.

– Zrobiło się trochę chłodno, od tej wody przy fontannie również. Może ma pani ochotę na rozgrzewającą herbatę czy kawę? Tu niedaleko jest kawiarnia. Na pewno poczuje się pani lepiej. Wskazał głową kierunek, gdzie znajdowała się kawiarnia za parkowymi drzewami i wrócił wzrokiem znów do kobiety siedzącej przy fontannie.

Zawahała się chwilkę, ale potem na jej suchych wargach pojawił się subtelny, szczery uśmiech. Miała na sobie bluzkę w kolorze żółtym, co idealnie komponowało się z jej złotymi włosami, krótko ostrzyżonymi na pazia, co dodawało chłopięcości, a także nieco drapieżności. Błękitne oczy okalały długie, gęste rzęsy, natomiast blada twarz mogła sprawiać wrażenie zmęczonej życiem lub dzisiejszym dniem. W tej zwyczajnej bluzce bez dekoltu i krótkich, jeansowych spodniach prezentowała się może jałowo, ale w pewien sposób swojsko. Jedyna biżuteria w postaci małych, złotych kolczyków w kształcie gwiazdek świeciła się w promieniach słońca.

– Z miłą chęcią napiłabym się herbaty w pana towarzystwie. Syn jest w domu z córką, więc mam jeszcze trochę wolnego powiedziała kobieta, potrzebowała odrobiny relaksu i miała chęć porozmawiania z drugim człowiekiem, może akurat teraz nawiąże owocną znajomość?

Powolnym krokiem ruszyli w stronę kawiarni. Widział po niej, że lepiej się czuła i wyglądała. Przede wszystkim już nie płakała, a to go najbardziej cieszyło.

– Wie pan, jest lato, a latem dzieje się dużo dobrego. Kwiaty pięknie kwitną, wszystko się zieleni, ptaki śpiewają. Uwielbiam to zagadnęła podczas krótkiego spaceru.

– Wszystko, co najlepsze zaczyna się latem mruknął, rozglądając się po parku, który nie przebijał przez drzewa słonecznych promieni.

Kiedy doszli do kawiarni, nieznajomy otworzył jej drzwi i przepuścił przodem. Okazało się, że nie było dużo ludzi. Wzięli menu. Zajęli miejsce przy ustronnym stoliku, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał. Zuzanna Sód zaczęła je przeglądać i zdecydowała się na herbatę, zaś towarzysz na cappuccino, potrzebował kawy, ale nie zbyt mocnej o tak późnej porze. Kelner przyjął zamówienia i poszedł. Spojrzała na mężczyznę, który siedział naprzeciw i uśmiechnęła się lekko.

– Mam ochotę na czerwone wino, ale herbata też może być.

Na wino zawsze będzie czas. – Zaśmiał się.

Prawda, dziś postawię na herbatę... Wypada, by kobieta z chusteczką się przedstawiła. Jestem Zuzanna Sód oznajmiła pogodnie.

Skinął głową i wyciągnął dłoń w jej kierunku.

Gerwazy, bardzo mi miło. – Uścisnął delikatnie jej zgrabną dłoń.

Mnie również miło. – Uśmiechnęła się szeroko i zarazem uroczo.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, przyglądając się, jak kawiarnia wygląda. Po chwili do stolika znów przyszedł kelner, podając zamówienia. Gerwazy skinął w podzięce głową i upił kilka łyków kawy. Mruknął w zadowoleniu i uśmiechnął się do towarzyszki.

Czym się interesujesz? zapytał z ciekawości, chcąc się dowiedzieć trochę więcej o tej kobiecie.

Musiał przyznać, że miała piękne imię i ona sama była olśniewającą kobietą.

Rozsiadła się wygodniej, opierając plecy o krzesło. Ująwszy w prawą dłoń łyżeczkę, by posłodzić herbatę, usłyszała pytanie.

Hm... no cóż... Zamilkła na moment, by się zastanowić nad tym, co ma opowiedzieć. Pomieszała swoją gorącą herbatę, odłożyła łyżeczkę na spodek i posłała swemu towarzyszowi delikatny uśmiech, patrząc mu w oczy. Lubiła utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą. Uwielbiam książki, filmy i muzykę. Ale to właściwie książki są moją największą pasją. Czytam najchętniej kryminały i obyczaje. Muzyki słucham różnorodnej, to, co wpadnie mi w ucho, a z filmów preferuję komedie i kryminały. Lubię też podróżować i fotografować. Fotografuję zazwyczaj przyrodę. Kocham psy, a kiedyś miałam rudą kotkę Iskierkę, niestety wpadła pod samochód. Nie wiem, co jeszcze o sobie powiedzieć, więc proszę, pytaj o to, co cię ciekawi oznajmiła i na tym skończyła na razie opowieść o sobie.

Uśmiechnęła się zachęcająco. Podniosła filiżankę i znów upiła drobny łyk.

Gerwazy usiadł wygodnie, bawiąc się filiżanką kawy w dłoniach i od czasu do czasu popijając gorący napój, wsłuchując się w to, co kobieta przed nim mówiła. Wpatrywał się uważnym wzrokiem w jej twarz i spijał jej każde słowo, zapisując w swojej pamięci. Kiwał głową z lekkim uśmiechem. Zastanawiał się, o co mógł ją jeszcze zapytać, aby nie wyjść na ciekawskiego i zbyt nachalnego.

Gdzie pracujesz? zapytał, ujmując filiżankę z cappuccino i upijając kilka łyków, by zaraz znów odłożyć na spodek filiżankę.

Podniosła filiżankę i upiła łyk herbaty, lecz była jeszcze zbyt gorąca, więc Zuzanna tylko łyczek wzięła i odstawiła na spodek.

Pracuję w domu jako krawcowa. Mam swój mały pokoik, w którym szyję. W ten sposób mogę opiekować się jednocześnie córką. Patrycja jest spokojna i mi nie przeszkadza. – Podniosła na niego swoje błyszczące tęczówki. – A ty, co porabiasz? – spytała ze szczerym uśmiechem, chcąc ułatwić rozmowę.

Dopiero teraz zaczynała się odprężać i czuć się pewnie w jego towarzystwie.

Dobrze, że łączysz pracę z wychowaniem dziecka. To się ceni. – Uśmiechnął się lekko. –Kiedyś marzyłem i właściwie nadal marzę o tym, by otworzyć sklep obuwniczy, ale cóż, spotkał mnie inny los. Odziedziczyłem sklep z zabawkami po bracie mojej mamy, który zmarł dziesięć lat temu i od tej pory jakoś sobie radzę. Jeszcze nie splajtowałem. Przyznam szczerze, że nie mam konkurencji. Cieszę się, że rodzinny interes się tak dobrze kręci. – Splótł dłonie na brzegu stolika. Na moment zamilkł, bo nagle jakby sobie o czymś przypomniał. O, powiem ci coś. Dwa tygodnie temu była u mnie kobieta z dziesięcioletnią córeczką i bardzo się sprzeczały o to, co jej kupić na urodziny. Matka chciała lalki, a dziecko samochodziki, żołnierzyki. Matka nie mogła przeboleć, że mała interesowała się czymś takim. – Swoboda w jego głosie płynęła.

Dzięki, że o tym mówisz. Będę pamiętać na przyszłość, żeby nie zrobić takiej kłótni z Pati, kiedy będzie chciała kupić coś... chłopięcego. – Zaśmiała się cicho.

Pragnęła poznać kogoś nowego. A może kto wie, znajdzie niespodziewanie mężczyznę swojego życia i okaże się, że jest wierny, oddany, naprawdę ją kocha i nie zostawi samą?

Uśmiechnęła się delikatnie do towarzysza, bębniąc lekko palcem w szklankę.

– Uwielbiam podróże. Właściwie kiedyś więcej podróżowałem, teraz mniej. Dziesięć lat temu byłem w Norwegii. Piękny kraj i kultura. Byłem też w Grecji, Łotwie. Zawsze przywoziłem z zagranicznych podróży małe pamiątki typu magnesy, pocztówki, piwo. Raz do roku wybierałem inny kraj. Za takimi egzotycznymi jak Afryka jednak nie przepadam. Dobre czasy, kiedy jeszcze mogłem więcej. Nie chciał dodawać, że teraz jest starym dziadem. Cóż, miał te pięćdziesiąt lat i czasem czuł się staro, ze względu na trochę szwankujące zdrowie. Brał tabletki na nadciśnienie i miał problemy z wątrobą. Nie zamierzał jednak mówić o tym, bo uznał, iż to nie czas na narzekanie. Uśmiechnął się delikatnie. Poza tym interesuję się jeszcze sportem. Oglądam w telewizji wszystkie mecze piłkarskie, żadnego nie przepuszczam. Boks też obejrzę. Sam nie już uprawiam żadnego sportu, ale w szkole byłem znakomity ze wf-u. Za dzieciaka marzyłem, by zostać konduktorem, ale jakoś te plany nie wypaliły... – Zamilkł, ponieważ zdał sobie z tego sprawę, iż może rozmówczyni może nie podobać się jego monolog. – Nie nudzę cię?

Ależ skąd! Opowiadaj dalej, naprawdę – zapewniła z wyraźną ciekawością, posyłając mu spojrzenie pełne serdeczności.

Chciała mu pokazać z jej spokojnego wyrazu twarzy, iż była łagodną, nieśmiałą osobą. Zaczesała nieco wstydliwie kosmyk czarnych włosów za lewe ucho, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Podrapał się lekko po brodzie.

– Uwielbiam piesze wycieczki, spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Czytam książki. – Zaśmiał się cicho. Upił łyk kawy i przymknął na moment oczy, by się tym rozkoszować. Na powrót otworzył, patrząc uważnie na kobietę przed nim. Jeśli coś jeszcze cię ciekawi, pytaj. Wzruszył ramionami, dając jej tym zachętę.

Czuł, że to spotkanie rozpoczęło przygodę ich dwójki. Gdzie ich to zaprowadzi, nie miał pojęcia. Patrzyła mu w oczy, aby wiedział, że rzeczywiście słucha go. Chłonęła każde jego słowo, z wyraźnym zaciekawieniem na twarzy. Uniosła lewą brew ku górze. Wszystko ją interesowało.

– A jakie gatunki książek lubisz czytać najbardziej? – W jej oczach pojawiły się iskierki ożywienia. Mamy wiele wspólnego. Ja również uwielbiam piesze wycieczki, ale bezpieczne. Ogólnie jestem wielką romantyczką i wrażliwą, artystyczną duszą opowiadała łagodnym głosem.

– Chyba najbardziej ulubionymi gatunkami to kryminał i thrillery. Czasami zdarzy mi się jakiś horror przeczytać, ale to sporadycznie dwa razy do roku może. – Przeczesał niezgrabnym ruchem swe włosy.

Faktycznie mieli wiele wspólnego, co zaskoczyło go pozytywnie. Na pewno nie znudzą się rozmowami o rzeczach wspólnych. To było miłe móc tak po prostu z kimś porozmawiać. Przede wszystkim z kobietą. Jej ciemnobrązowe oczy okalane długimi, czarnymi rzęsami aż same się zaświeciły z zadowolenia.

– Kryminały... Musimy kiedyś się powymieniać książkami! Czytam różnych autorów, nie mam ulubionego.

Czuła się tak dobrze, tak błogo, mimo iż znała tego mężczyznę raptem godzinę. Rozmawiała z nim, aby po prostu nawiązać dłuższą znajomość. Nigdy nie myślała o przelotnych, gorących romansach. Nie lubiła życia bez zobowiązań.

– Ja z kolei kocham powieści Jo Nesbø, przeczytałem chyba wszystkie jego książki, są fantastyczne! – odparł nieco podniesionym głosem.

Zawsze tak się działo, kiedy mógł opowiadać o czymś, co go fascynowało. Miał pięćdziesiąt lat, a zachowywał się wtedy czasami jak nastolatek, który emocjonuje się nad wszystkim, co widzi, słyszy. Po chwili uspokoił się, śmiejąc się pod nosem ze swojego ożywienia. Roześmiała się. Ten uroczy mężczyzna był naprawdę miły, co więcej, odkrywali powoli swoje zainteresowania, które łączyły. A to podstawa do tego, aby powstała dobra znajomość.

Powiedz mi jeszcze jakąś ciekawą rzecz o sobie. Ja na przykład powiem, że mam straszną alergię na grzyby. Mdlą mnie. I uwielbiam dokumenty o przyrodzie. Wiesz, o zwierzętach, rybach powiedział rezolutnym głosem po chwili, chcąc jakoś usunąć z siebie tę nieśmiałość.

Szeroko się uśmiechnął, pokazując rząd białych, równych zębów i zmarszczki, które pojawiły się wokół kącików oczu oraz ust. Patrzył wprost w oczy kobiety swym roziskrzonym od rozbawienia wzrokiem.

No proszę! Zapamiętam, żeby nie przynieść ci zupy grzybowej albo czegoś z grzybami. – Zachichotała wesoło i wytarła swoje wargi w serwetkę. – Hm... a ja, no cóż, nie wiem.

Na chwilę zamilkła, aby upić nieco herbaty. Spojrzał na kelnera, który po chwili podszedł.

– Podać coś państwu jeszcze?

– Ja dziękuję. Zuzo? zapytał, odrywając wzrok od młodego mężczyzny i czekając na odpowiedź.

Wczytała się w kartę menu i zamówiła makaron ze szpinakiem i sosem śmietanowym. Kelner oddalił się od stolika.

– Jadłam rano tylko kanapki. Wracałam właśnie ze spaceru, kiedy pewien miły mężczyzna mnie zatrzymał zażartowała ze swobodą w głosie, patrząc życzliwie na Gerwazego.

Jedz, nie krępuj się. – Gerwazy uśmiechnął się lekko. – Ja akurat zjadłem późny obiad w czasie przerwy i nie jestem głodny. Po krótkiej przerwie zdecydował się podzielić swym pomysłem. – Marzy mi się jednak sklep z obuwiem.

Wsłuchiwała się z prawdziwą ciekawością w dalsze słowa towarzysza.

O. Najlepszym miejscem na otworzenie takiego przedsięwzięcia jest centrum miasta. Blisko ratusza, gdzie jest kilka skupionych obiektów obok siebie. Przerwała swoją mowę. Potarła palcem wskazującym swoją brodę, jak zawsze, kiedy nad czymś głęboko myślała. Wczoraj tamtędy przechodziłam i zauważyłam wolny lokal do wynajęcia. Obok są skupione inne inwestycje, pizzeria, fotograf, sklep ślubny, papierniczy, a ludzie często przychodzą tam, by pozałatwiać różne sprawy naraz. Może to będzie dobre miejsce? oznajmiła, podsuwając mu nieśmiało swój pomysł.

Dopiła do końca swą herbatę i rozsiadła się wygodniej, czekając na swoje danie, które miało się niedługo zjawić.

Gerwazy zwęził oczy. Dawno tamtędy nie przechodził, więc nawet nie miał pojęcia, że cokolwiek tam się takiego znajduje. Musiał się tym zainteresować i na pewno sprawdzić lokal.

Dzięki za informację. Szczerze powiedziawszy, ten punkt byłby dobry. Sprzedam sklep zabawkowy i otworzę coś innego. Trzeba próbować w życiu różnych rzeczy. Zapatrzył się na ścianę za kobietą, rozmyślając nad tym.

Tak, to mogło być naprawdę trafienie w dziesiątkę. Jutro się zorientuję, czy nadal lokal jest do wzięcia i jest pusty. Jeśli tak, będzie musiał się dowiedzieć, do kogo należy, czy do jakiegoś prywaciarza, czy do miasta. Ile wykupienie będzie kosztowało i wtedy zaczynać obliczać wszystko, ile wyjdzie z zainwestowaniem.

Tymczasem Zuzanna przeniosła spojrzenie na swą pustą filiżankę. Nie chciała tak ciągle gapić się na mężczyznę, wiedziała, że mogło to wprawiać w zawstydzenie. Gerwazy został wyrwany z zamyślenia, kiedy kelner podszedł z posiłkiem.

– Na pewno nic pan nie chce? zapytał ponownie, upewniając się, czy klient nie zmienił zdania.

– Nie, dziękuję. – Gerwazy dokończył kawę, natomiast kelner zabrał puste filiżanki.

Po jego odejściu Gerwazy spojrzał na kobietę z wyrazem przeproszenia, że odpłynął myślami gdzie indziej.

– Wybacz, zastanawiałem się nad tym miejscem. Może faktycznie to będzie dobry punkt... Smacznego.

Zuzanna popatrzyła na swoje danie. Aż parowało, więc musiała troszkę poczekać z jedzeniem. Ujęła delikatnie w prawą dłoń widelec, w lewą nóż i popatrzyła na towarzysza.

Dziękuję. Każdy ma prawo do zamyślenia się. Automatycznie zarumieniła się na policzkach. Uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że tego nie dostrzeże.

Przez chwilę przy stoliku panowała cisza, Zuzanna jadła, a Gerwazy obserwował kawiarnię, nie chcąc ciągle patrzeć na kobietę i jej rozpraszać. Byłoby to niegrzeczne z jego strony. Milczała przez dobre trzy minuty, rozkoszując się smakiem, a później uniosła wzrok, ich oczy się skrzyżowały. Uśmiechnęła się tak nieśmiało, jak nigdy dotąd. Nie wiadomo dlaczego, nagle doznała przyjemnego uczucia w żołądku, lekkiego mrowienia.

Nie dał po sobie poznać, że dziwny dreszcz przeszedł po jego ciele.

– A... mogę cię spytać, ile masz lat i czy... jesteś wolny? Przepraszam za moją bezpośredniość, ale wolę na początek wiedzieć, z kim mam do czynienia. Życie naprawdę mnie doświadczyło powiedziała szczerze.

Na jej pytanie zaśmiał się i pokręcił głową, dając znać, że wcale się nie gniewał, wcale go nie zdziwiło to pytanie. Też by wolał wiedzieć o kimś takie rzeczy, tym bardziej spotkali się na środku parku, a teraz siedzą przy stoliku i gawędzą o wszystkim.

– Nic nie szkodzi... – zaczął powoli mówić.

Przestała jeść. Lubiła zachowywać powagę i nic nie robić, kiedy przychodził czas na poważny temat rozmów.

– No cóż, przy tobie czuję się jak wchodzący w wiek, gdzie powinno mnie się oddać do muzeum. Pięćdziesiątka mi już stuknęła... Tak, jestem wolny. Pewnie przechodzisz problemy ze swoim synem. Nie pozwól sobie, by to cię zniszczyło i złamało. Musisz być silna i przetrwać to, a jestem pewny, że jak to w życiu bywa, po burzy zawsze wychodzi słońce.

Przez chwilę milczała, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Zlustrowała go ciepłym spojrzeniem, jakby się upewniając, iż rzeczywiście może mieć tyle lat.

Dziękuję ci za te miłe słowa. Dodały mi otuchy. Naprawdę. – Przełknęła ślinę, poczuwszy na sobie wzrok towarzysza, gdy jej się przyglądał. Ułożyła dłoń na jego dłoni i pogłaskała go po jej wierzchu, patrząc mu głęboko w oczy. Z tego, co opowiadasz o sobie, to mogę stwierdzić, że jesteś mądrym mężczyzną.

Czując jej dłoń na swojej, spojrzał uważnie na nią, czując przyjemne ciepło i tę otuchę, którą próbowała dać. Miłe uczucie. Podniósł wzrok, by spojrzeć na nią i uśmiechnął się z wdzięcznością, nie mógł oderwać od niej oczu, które iskrzyły mu się w zadowoleniu. Był naprawdę pod wrażeniem tej kobiety. Nie wiedziała, czy ten gest nie był zbyt odważny, więc jeszcze przez moment pogłaskała raz opuszkami palców jego dłoń i zabrała ją powoli.

Muszę ci powiedzieć... Mój mąż zmarł na ciężkie zapalenie płuc, gdy Patrycja, moja córka, skończyła pół roku... Od tamtej pory jestem sama z dziećmi.

Współczuję, bardzo mi przykro – szepnął wstrząśnięty tą nowiną.

Wzięła chusteczkę z serwetnika i wytarła swe wargi, a potem położyła na talerzu. Gerwazy odwrócił głowę, widząc, jak kelner do nich podchodzi, kiedy Zuzanna skończyła jeść.

– Czy mogę coś jeszcze podać?

– Nie dziękujemy, jeśli można prosić rachunek odparł, zaś widząc, jak kelner odchodzi do kontuaru, by wziąć kartkę z rachunkiem, odwrócił się do Zuzanny. A tu masz mój numer, gdybyś potrzebowała ponownie chusteczki. Roześmiał się, wyciągając wizytówkę z imieniem i nazwiskiem oraz numerem telefonu, jak i adresem, gdzie znajdował się jego sklep zabawkowy.

Nie wiedziała, co uczynić, aczkolwiek poczuwszy się zrezygnowana, skinęła znów głową. Popatrzyła mu prosto w oczy.

A, dziękuję. Bardziej będę potrzebować po prostu towarzystwa niż chusteczki. Zaśmiała się cicho, wydając z siebie całkiem przyjemny dźwięk.

Gdy uregulowali rachunek, powoli wstała. Włożyła na siebie płaszcz, wzięła torebkę i wyszli z lokalu. Na dworze było już zupełnie ciemno. Zerknęła mimowolnie na swój zegarek na nadgarstku. Dochodziła już dwudziesta druga. Rozglądał się dookoła, poprawiając kołnierz płaszcza, gdy zawiał zimniejszy wiatr. O tej godzinie wcale nie było już ciepło.

Kobieta uniosła głowę i popatrzyła prosto w oczy Gerwazego.

– Dziękuję za mile spędzony wieczór. Uśmiechałam się dziś częściej i zapomniałam o swoim smutku. A tutaj proszę, mój numer telefonu. Jeśli chciałbyś jeszcze kiedyś się spotkać... powiedziała tak nieśmiało, że poczuła, jak serce jej szybciej bije.

Wyciągnęła z torebki notesik, długopis, zapisała na karteczce swe imię, nazwisko i swój numer telefonu. Wręczyła mężczyźnie do ręki. Wiedział dobrze, że na pewno z niego skorzysta, miał od samego początku wrażenie, że to spotkanie zapoczątkowało coś, co będzie trwało. Jak się to rozwinie, tego nie wiedział, ale wiedział, że na pewno się nie zakończy. Schował kartkę do kieszeni płaszcza i uśmiechnął się do kobiety.

– Mieszkam tu niedaleko, ale jeśli chciałbyś, możesz mnie odprowadzić. Zawsze jest raźniej. I boję się chodzić sama w tych ciemnościach, przyznam szczerze powiedziała łagodnym głosem, nie ukrywała, pragnęła jeszcze łaknąć nieco męskiego towarzystwa.

– Sam miałem zaproponować odprowadzenie ciebie do domu. Chodźmy.

Ruszyli w kierunku jej mieszkania. Tak naprawdę chciał jeszcze te kilkanaście minut spędzić w jej towarzystwie i poza tym było już późno, nigdy nie wiadomo, co mogło się wydarzyć po drodze. Szli przez chwilę w milczeniu, rozkoszując się miłym powolnym spacerem i swoim towarzystwem.

Spojrzał ukradkiem na towarzyszkę i odezwał się w końcu:

– Jestem ciekaw, co ostatnio czytałaś. Uważam, że Jo Nesbø jest genialnym autorem, chociaż oczywiście cenię też polskich, naszych autorów. Wpatrywał się przed siebie, mówiąc to wszystko.

Zuzanna spojrzała na niego nieco z ukosa, maszerując spokojnym krokiem.

Czytałam Nesbø tylko „Czerwone gardło” i jakoś mnie nie pociągnęła, a ostatnio... Ostatnio spodobał mi się „Błąd w zeznaniach” Sophie Hannah. Zagadkowa akcja, zakończenie zaskakujące, polecam.

Chętnie sięgnę po ten tytuł.

Gawędzili sobie swobodnie, aż zatrzymali się przed budynkiem, gdzie znajdowało się jej mieszkanie, rozejrzał się dookoła, nie poznając tej okolicy. Obróciła się powoli, poprawiając swą torebkę przewieszoną przez lewe ramię.

– Miło było poznać i spędzić ten czas w twoim towarzystwie. Dziękuję jeszcze raz za cynk na temat lokalu. I mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Dobranoc, Zuziu. Uścisnął jej dłoń delikatnie na pożegnanie i uśmiechnął się ciepło.

– Mi również miło cię poznać i też mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Zdzwonimy się na pewno. Jak nie ty, to ja. Uścisnęła mu dłoń, patrząc mu głęboko w oczy. – Spokojnej nocy. Do usłyszenia, Gerwazy. – Posłała mu ostatnie życzliwe spojrzenie, po czym weszła do bloku i udała się schodami na górę.


16 styczeń 2003 r.

Pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj. Przy trzecim spotkaniu, dwa dni po kolacji w restauracji zaprosiła go do siebie na wieczór. To było dość odważne posunięcie, ale po tym, co się między nimi później wydarzyło, nie żałowała wcale. Jej dojrzały syn żył swoim życiem, a ona samotna, pogrążona w smutku zapragnęła... zmniejszyć go w ramionach mężczyzny. Gerwazy na początku był niepewny, lecz po dłuższej chwili oddał się jej. To była noc pełna namiętności. I zaczęli się regularnie, co parę dni spotykać u niej. U niej, bo tak po prostu ustalili. Nie przeszkadzało jej to, że nie zapraszał do siebie. A nawet było jej to na rękę. Zuzanna kwitła z każdym spotkaniem, wydawało jej się, że wreszcie ją spotkało szczęście. W końcu czuła się kobieca, pożądana przez kogoś, zaczęła się zmysłowo ubierać i nawet dała się namówić na zmianę fryzury na nieco dłuższe włosy, by nie wyglądać chłopięco.

Niestety, lokal, którym był zainteresowany Gerwazy, był już wykupiony i nici wyszły z jego marzenia o otwarciu sklepu. Oznajmił, iż tak to już musi być i zrezygnował z dalszego snucia planów, pozostając przy swoim sklepie z zabawkami.

Po pół roku tej cudownej znajomości z tym mężczyzną ponownie przyszedł on do Zuzanny Sód, w czwartek o dwudziestej. Tradycyjnie chciała go poczęstować jego ulubionym piwem, lecz odmówił, mówiąc, że postanowił nie pić piwa od nowego roku. Porozmawiali przez dziesięć minut o błahych rzeczach.

W pewnym momencie odstawił pustą szklankę herbaty na stół, a następnie rozsiadł się wygodnie na ciemnobrązowej, miękkiej kanapie.

Chciałbym ci coś powiedzieć – odezwał się łagodnie, przyglądając się kobiecie.

Położyła mu dłoń na kolanie i czule go po nim pogłaskała.

Nie widzieliśmy się cztery tygodnie. Potem mi powiesz, dobrze? – powiedziała i musnęła wargami jego szyję.

Ale...

Przyłożyła palec wskazujący do jego ust.

Sprawdźmy najpierw, czy magiczny przycisk dalej działa – szepnęła zmysłowym głosem i kusząco zagryzła dolną wargę.

Kąciki jego ust lekko drgnęły w zalotnym uśmieszku, bo doskonale wiedział, co miała na myśli. Jej mały pieprzyk tuż nad lewą piersią. Uwielbiał go dotykać, żartować, że kobieta ma trzy brodawki.

Okej. – Skinął tylko głową.

Zerknęła kątem oka na jego koszulę opinającą się na jego szczupłym, ale jednocześnie subtelnie wyrzeźbionym torsie.

Idę do Pati, a ty czekaj na mnie w sypialni.

Skinął głową, a ona wstała i, kręcąc zalotnie biodrami na boki, poszła do dziecięcego pokoiku. Westchnął cicho i zamknął oczy, próbując się zrelaksować. Patrycja jak zawsze bez żadnego marudzenia zasnęła po przeczytaniu ulubionej bajeczki, zaś Zuzanna na moment w kuchni spojrzała przez okno. Biały śnieg sypał małymi płatkami, a delikatny wietrzyk poruszał drzewami.

To już szesnasty stycznia. Szesnasty dzień nowego roku. Zadziwiające, jak ten czas szybko leci...

Udała się powolnym krokiem do sypialni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis [szablonarnia]