5.08.2021

Prolog

Wszyscy mamy sekrety

Prolog



Dzisiaj

Wybieram się dziś na spacer, ponieważ piękna pogoda do tego zachęca. Najwidoczniej ludzie też mają taki pomysł jak ja. Widzę, jak spacerują z całymi rodzinami lub w parach. Kilka osób trzyma swoich czworonożnych pupili na smyczach. Nastolatka śmieje się głośno z żartu chłopaka, oboje wyglądają na radosnych. Dziewczynka pod obserwacją rodziców uczy jeździć się na różowym rowerku. Postanawiam wybrać się nieco dalej, korzystając z ciepła. Sierpniowe słońce przyjemnie pieści moją twarz, oświetlając ją, a ja bardzo się z tego cieszę, z radością łapiąc promienie. Lato zawsze wprawia mnie w wyśmienity nastrój, to właśnie wtedy czuję, że mogę wszystko, jestem rześka, wypoczęta.

W małej, białej budce przy parku kupuję gorącą zapiekankę. Delektuję się jej smakiem, podziwiając kwitnące za ogrodzeniem opodal barwne kwiaty. Mija mnie starsza pani prowadząca dużego, masywnego buldoga angielskiego. Choć ta rasa groźnie wygląda, uwielbiam ją, te psy są moim zdaniem silne. Chciałabym mieć takiego...

Kończę jeść i kieruję wolne kroki po prostu przed siebie, nie wiedząc, dokąd trafię, ot, idę bez konkretnego celu.

Po godzinie docieram do kolejnej okolicy. Nigdy tutaj nie byłam, lecz z opowieści koleżanki wiem, że to plac Bolesława Chrobrego położony w dzielnicy Woli.

Przystaję na chodniku, taksując uważnym wzrokiem budynek. Z daleka dwupoziomowa, samotna willa w starym stylu z balkonem na piętrze prezentuje się pięknie oraz tajemniczo. Reszta domów nie wzbudza we mnie takiego zaciekawienia, jak ta okazała rezydencja. Przechodzę przez szosę i pochodzę bliżej, a wtedy moja ocena willi niewątpliwie topnieje. Sprawia wrażenie całkowicie opuszczonej od wieków. Uszkodzone ogrodzenie bynajmniej nie chroni przed obcymi. Dach, porośnięty mchem i porostami, jest podtrzymywany przez wybrzuszone, zapyziałe kolumny. Ptaki zrobiły sobie gniazdo z dawno nieużywanego komina. Czarne mury są pokryte pleśnią, a tynk dostrzegalnie się kruszy. Przez zachlapane okna pełne pajęczyn nic nie widzę. Wchodzę po schodkach, patrząc pod nogi, uważając, by nie wdepnąć w jakąś kupę. Staję przed drzwiami, z których schodzi brązowa farba, a próg zarasta trawą.

Co się tam czai?

Czy aby na pewno mogę tam zajrzeć?

Czy mi wolno?

Ostatecznie decyduję się na to. Nie mogę sobie pozwolić przejść obojętnie wobec tego ciekawego obiektu. Jak znam siebie, prędzej czy później i tak bym tu wróciła.

Kładę dłoń na zakurzonej klamce i słyszę skrzypienie drzwi, gdy wchodzę do środka. Wita mnie ciężki zapach stęchlizny unoszący się w powietrzu. Z rosnącym zainteresowaniem zaglądam po kolei do przestrzennych pomieszczeń, które, ku mojemu rozczarowaniu, okazują się zupełnie puste. Do każdego z nich wpada mała ilość światła, czyniąc enigmatyczny półmrok. Ufajdane, ciemne od brudu ściany oraz zapaskudzone podłogi dodają temu wnętrzu ohydy. Nie wiadomo, gdzie był salon, gdzie sypialnia, a gdzie kuchnia. Brakuje bowiem jakichkolwiek mebli, które by świadczyły o tym, że ktoś tu mieszkał. Mogę zdać się na własną wyobraźnię, a tej mi nie brakuje.

Nagle czuję niechęć do tego ponurego miejsca. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Może to tylko moja fantazja? Przecież nikogo tutaj nie ma...

Jedzenie podchodzi mi do gardła. Zacisnąwszy wargi, daje mi się powstrzymać odruch wymiotny.

Zauważam na korytarzu wyszczerbione, proste schody. Coś podpowiada mi, bym weszła na górę. Może tam coś znajdę? Intuicja jest silniejsza od rozumu, więc nogi same mnie tam prowadzą. Echo jednostajnych kroków przywodzi mi na myśl odbijającą się piłeczkę pingpongową. Idę pustym korytarzem, wodząc prawą dłonią po ścianie. Szara farba zostawia trudne do wytarcia smugi na palcach.

Na pierwszym piętrze wszystkie cztery pomieszczenia również są opustoszałe i bardzo podobne do siebie. Sondując je czujnym spojrzeniem, wydaje mi się, iż szukam jakichkolwiek oznak życia. Z okiennych ram i obskurnych ścian złazi farba, co sprawia, że po moich plecach przebiega kilka dreszczy. Niewielkie schodki nie zachęcają do wejścia, jednak wiedziona ciekawością wspinam się po nich. Z każdym krokiem serce mi drży z niepokoju. Na ostatnim piętrze dwa pokoje też są absolutnie niewyposażone. Brakuje drobnej rzeczy, znaczącej, że jacyś ludzie mieszkali w tym domu, choćby obrazka na ścianie, dywanu na podłodze lub firanki w oknie.

Ten dom skrywa tajemnice...

A tajemnice są jak śnieżne kule. Im dłużej się toczą, tym stają się większe.

Odwracam się. Zostają mi ostatnie drzwi na końcu wąskiego korytarza. Zaczerpuję powietrza, a następnie powoli je wypuszczam. Zmęczenie daje mi się we znaki. Chyba ten zagadkowy nastrój mnie wycieńczył, a może coś nadprzyrodzonego wysysa ze mnie energię? Czyżby duchy egzystują w tym miejscu? Analizuję w myślach, czy mam obejrzeć pomieszczenie. Nie mam już ochoty, bo do tej pory na nic nie trafiłam, ale ku swemu zdumieniu zbliżam się do zamkniętych drzwi. Waham się, nadal niepewna, czy nie zmarnuję swego cennego czasu. Wreszcie, definitywnie popycham drzwi i wkraczam do środka, nogi same sprawują nade mną kontrolę. Dopiero wtedy odkrywam coś fascynującego, coś nietypowego.

Po pierwsze, ściany są pomalowane na pastelowy błękit, co wywołuje u mnie natychmiastowy uśmiech. Niebieski to mój ulubiony kolor.

Po drugie, na małym stoliczku pośrodku pokoju leży książka. Na pierwszy rzut oka nic ciekawego.

Podchodzę bliżej, z ostrożnością biorę przedmiot w ręce, delikatnie zdmuchuję z okładki gęsty kurz, od którego zanoszę się kaszlem. Biorę głęboki wdech, gdy w końcu się uspokajam. A więc to prawdziwa książka, myślę sobie, gdy dotykam subtelnie palcami jej krawędzi, oceniając, że ten dotyk jest faktycznie realny. Dostrzegam napis „Historia domu, w którym właśnie jesteś”. Czyżby ktoś spłatał mi psikusa, czy to ja mam omamy? Czy naprawdę to widzę?

Przełykając ciężko ślinę, przestępuję z nogi na nogę. Nie wiem, czy powinnam przeczytać tę historię, ale gdyby ktoś nie chciał, by ktokolwiek ją poznał, nie zostawiałby tego na widoku. Najwidoczniej jest ona pozostawiona dla wszystkich wędrownych, którzy się tutaj zapuścili. Otwieram powoli pierwszą stronę. „Opowieść o domu na placu Bolesława Chrobrego położonym w dzielnicy Woli w Warszawie. Dwie opowieści, które łączą się w jedno”, czytam odręczny, starannie napisany piórem tekst. Czarne litery na białej kartce wyraźnie się wyróżniają, nie są rozmyte. Czuję, jak osacza mnie coraz większe zainteresowanie, od którego już się nie uwolnię. Zazwyczaj nie przepadam za książkami, ale teraz nie mogę przejść obojętnie obok lektury.

Podchodzę do okna. Stąd widać igły starych sosen rosnących w zachwaszczonym ogrodzie. Błękitne ściany zdają się fosforyzować w dziennym świetle słońca przechodzącym przez pękniętą szybę.

Zagłębiam się w tekst, czytając bardzo dokładnie oraz nie omijając żadnego rozdziału...

2 komentarze:

layout by oreuis [szablonarnia]