5.08.2021

Epilog

Wszyscy mamy sekrety

Epilog



Dzisiaj

Ostatnia strona zwiastuje koniec.

Po przeczytaniu wszystkich rozdziałów zamykam leniwie powieść i odkładam ją na stoliczek. Przez ten cały czas chodziłam po pokoju z błękitnymi ścianami, oświetlonym przez słońce, rozprostowując kości, aby nie zastygnąć.

Teraz nie ruszam się z miejsca, stojąc przy zamkniętym oknie, spoglądając na sosny, natomiast moją twarz muskają jasne promienie. Zaczynam powoli masować sobie kark prawą dłonią, zaś lewa swobodnie wisi wzdłuż tułowia.

Mętlik w głowie powoduje, iż nie wiem, co myśleć o tych dwóch opowieściach połączonych w jedno. Mam wrażliwą duszę sentymentalistki, więc spodziewałam się jakiejś prostej historyjki o mieszkańcach tego domu, o ich szczęśliwym życiu, a nie dramatycznej historii kilkunastu ludzi...

Zamykam oczy. Nieprzyjemne ciarki przebiegają mi po karku oraz ramionach, gdy uzmysławiam sobie, że w tym domu w czasie powstania warszawskiego torturowano niewinnych ludzi, a wiele lat później więziono dziewczynę, która poroniła, a ostatecznie popełniła samobójstwo w swoim domu.

Podchodzę bliżej stoliczka, po czym z powrotem biorę do ręki książkę. Przewracam z impetem kartki, aż znajduję odpowiednie nazwisko. Wpatruję się z taką intensywnością w litery, że oczy mnie bolą. Zamykam je z nadzieją, iż słowo zniknie, po chwili otwieram, a ono nadal tam widnie.

Jest rzeczywistością.

Ogarnia mnie istny niepokój. Wzdycham ciężko i zamykam prędko książkę, aż wznoszą się lekko w powietrzu tumany wciąż zalegającego kurzu. Podchodzę do okna, oddalając się od stolika, jakby mnie boleśnie parzył. Oddycham nieco szybciej przez moment, moje ciało staje się napięte, ale zaraz się uspokajam, kiedy uświadamiam sobie, że nie powinnam się aż tak denerwować.

A jednak.

Zaczynam bawić się nerwowo ramiączkiem od swej granatowej sukienki sięgającej niemal do ziemi. Do mojego umysłu dociera zaskakujący fakt i zarazem rodzą się gorączkowe pytania.

Dlaczego moja rodzina ukrywała przede mną tę opowieść?

Dlaczego nikt mi o tym nie wspominał?

Przecież jestem wnuczką Oskara Pewojowca, prawnuczką Arkadiusza i Ludmiły.

Czuję się, jakby opowieść dotyczyła i mnie, jestem jej częścią, ponieważ wywodzę się z tej rodziny. Nikt mi nie opowiadał o przygnębiających przeżyciach babci ciotecznej, czyli Felicji. Prababcia Ludmiła i pradziadek Arek milczeli, jak i cała reszta... Podejrzewam, że nie chcieli rozdrapywać starych ran, powracać do tego przykrego tematu, tym bardziej, że wiadomo, co się stało z mordercami rodziców rodzeństwa. Każda rodzina skrywa jakieś tajemnice, które wychodzą przypadkowo na światło dzienne lub same zostają wyjawione przez kogoś. Nie powinnam się na nikogo złościć.

Jest mi niesamowicie żal, jakie niewyobrażalne tragedie musiały spaść na tych ludzi, jakie wielkie cierpienia musieli przeżyć. Ten dom z pewnością widział wiele śmierci, niejednokrotnie krew, słyszał ogromną rozpacz, wołanie o pomoc... Nic dziwnego, iż od lat stoi zupełnie zapomniany. Puste ściany, przestronne wnętrza milczą z upartością, nie chcąc wyjawiać swoich sekretów. Ale z jakiegoś powodu ta oto powieść odkryła przede mną całą prawdę. Obnażyła się. Ludzie nie chcą się tu zapuszczać, sądząc, że krążą duchy.

Gdybym wiedziała, zapewne też nigdy bym się nie pokusiła, by zajrzeć do środka, mimo że nie należę do przesadnie lękliwych osób. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a w tym przypadku uważam, że do samego serca ludzkich tragedii.

Pewnie już nie dowiem się, czy Leonard, powstaniec warszawski i Leon, facet z Internetu byli ze sobą spokrewnieni. Mieli podobne imiona i w dodatku to samo nazwisko. Furczak... Czy to jakaś rodzina, czy zbieg okoliczności? Ta tajemnica zostanie chyba nierozwiązana...

Odwracam się od okna i, zagryzając lekko dolną wargę w nieco nerwowym geście, ponownie patrzę na powieść. Czytałam z tak zapartym tchem, że chyba nic nie mogło mnie wyrwać z tej lektury.

Zastanawiam się, kto mógł ją napisać. Pewnie ktoś, kto znał mieszkańców tego budynku i ich losy. Może dziennikarz lub profesor pasjonujący się historiami dawnych lat, a może ktoś z rodziny zamordowanego powstańca albo Felicji Talitewicz? Najprawdopodobniej ktoś, kto gorąco pragnął przelać wszystko na papier, aby pamięć nigdy nie znikła, nie została całkiem wymazana jak kreda na tablicy. Wykonał dobrą robotę. W każdym razie myślę, że książka nie leży tutaj po to, by straszyć, a po to, by podróżnik taki jak ja, dowiedział się, co się wydarzyło. To, co przeczytałam, było zbyt prawdziwe, emocjonujące, żeby mogło zostać ot tak, wymyślone z głowy. Dużo szczegółów zapadło mi w pamięć, było dużo barwnych elementów, opisów.

Po chwili przestaję się bawić ramiączkiem, policzywszy do dziesięciu. Rozluźniam się. Rozczarowanie i smutek mijają i jedyne uczucie, jakie teraz mnie osacza, to tęsknota. Do mej głowy wkrada się zawstydzająca fantazja. Zamykam oczy.

Marzyłam o kimś takim jak pan Zbigniew Rakowiecki. O odważnym, zabawnym a jednocześnie mądrym przystojniaku, który potrafiłby mnie obronić, rozśmieszyć, wesprzeć silnym ramieniem, a także dobrym słowem. Potrzebowałam takiego właśnie mężczyzny. Wszyscy powstańcy mi zaimponowali, niemniej jednak to Rakowiecki skradł moje serce. W moim umyśle posiadał same zalety... wady pewnie też miał. Żaden człowiek nie był idealny. Może to dziwnie zabrzmi, aczkolwiek zaczynam żałować, że nie urodziłam się kilkanaście lat wstecz. Chciałabym mieć dwadzieścia lat podczas okupacji bądź powstania. To był bardzo trudny czas, ale przynajmniej wówczas poznałabym cudownego Zbyszka, w którym zakochałabym się z wzajemnością. Zastanawiam się nad naszą wyimaginowaną przyszłością. Może zginęlibyśmy podczas bombardowania lub rozstrzelania, może byśmy wyszli z ludnością cywilną z Warszawy i potem wiedlibyśmy szczęśliwe życie z naszymi dziećmi. A tak? Urodziłam się za późno. Zbyszek jest odległym człowiekiem, którego nigdy nie poznam i ów fakt muszę zaakceptować. Niestety. Zostaje mi śledzić jego egzystencję na kartkach papieru i żyć niespełnionymi marzeniami... Chociaż... Z drugiej strony pocieszam się. W końcu wszyscy umrzemy. Mogę spotkać się ze swoim ideałem w niebie, a wierzę, iż niebo istnieje. Postanawiam nikomu o tym nie mówić. Muszę mieć swój sekret, prawda? Ludzie nazwaliby mnie wariatką, bo darzę platonicznym uczuciem zmarłego, którego nie widziałam nawet na oczy!

Jestem romantyczną wariatką...

Najdroższy Zbysiu, owszem, miałeś partnerkę, lecz ja i tak cię kocham i podziwiam. Dzieli nas tylko czas”, myślę, uśmiechając się z zadumą.

Zaczesuję rude, długie włosy na lewą stronę, drapię się po policzku. Przechodzę do analizy, dlaczego znalazłam tę powieść. Możliwe, że przede mną lub po mnie kolejna osoba dowie się o wspomnieniach, jeśli wejdzie akurat do tego pokoju.

Równie dobrze ty możesz tutaj jutro zawędrować przypadkiem lub specjalnie zawitać. Ty, twoja koleżanka, ktoś z twojej rodziny, na przykład... Każdy, absolutnie każdy.

Może to i lepiej, niech jak najwięcej ludzi dowie się o tym, co kryje w sobie ten budynek. Niech wszyscy będą świadomi okrutnej historii walecznej Polski i tego, że nie warto nikomu ufać.

Rozglądam się wkoło leniwie, opieszałym wręcz wzrokiem taksuję ściany, jakbym chciała zapamiętać ten niebieski pokój na zawsze.

Ten opuszczony, stary, acz klimatyczny dom ma swój sekret.

No bo w końcu...

Wszyscy mamy sekrety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis [szablonarnia]